Pomysł na film zły nie był, chociaż stawiał główne postaci męskie na dwóch totalnie odległych biegunach. Jak jeden w Marrines, to drugi bandyta, jak jeden wariat, to drugi świętoszek. Trzeba przyznać, że odgrywanie "tego złego" Maguire'owi wyszło znacznie lepiej niż w scenach, gdzie był bez skazy. Sam moment jego przemiany, scena, gdzie porywa się na tę rurę, bije nią na oślep do mnie nie trafił. Gdzieś tam pada zdanie, że trzymali ich 2 m-ce w niewoli, ale nie było to dosadnie pokazane. Wyszedł z tej dziury w ziemi z kilkoma zadrapaniami, trochę większym zarostem i chudszy. Nie chodzi mi o to, aby klatka po klatce prezentowano jak rośnie mu broda. Chodzi o danie czasu widzowi na zbratanie się z Samem, zrozumienie jego pozycji. Po prostu nie przekonano mnie, że te przypalenia i wjeżdżanie na psychikę słowami typu "Masz rodzinę! Wiemy, że masz dzieci!" starczą, aby Sam podjął się takiego aktu.
Jeszcze słówko o rolach damskich: Natalie nie miała wielkiego pola do popisu, w zasadzie miała tam tylko wyglądać, w końcu to ex- czirliderka, więc jej się upiekło. Za to mistrzynią drugiego planu była dziewczynka grająca Izzy!