Policzyłem - w filmie cztery razy ktoś oddaje mocz i to chyba za każdym razem na kogoś. Mamy tu od początku niewyżytą seksualnie erotomankę, która dokonuje jakiejś dziwacznej masturbacji aż ma siniaki na tyłku. Potem jest już tylko gorzej i podtekst seksualny brnie w jaranie się przemocą, brudem, potem, krwią i wydalinami.
Bo nie przekonuje mnie zupełnie jakaś symbolika, żebyśmy poczuli się jak przypalane i tresowane konie. To zbyt słabe, żeby uznać za zabieg twórczy. Jest to film bez sensownego przekazu ani treści, ponieważ ewidentnie jego twórcy jarali się fetyszyzmem i po to zrobili taki film.
Amen.