To moje pierwsze zetknięcie się z Eddiem Romero i serią "Blood Island". Mamy tutaj zmutowane rośliny i zwierzęta, z którymi borykają się rdzenni mieszkańcy egzotycznej wyspy oraz przybyli na wyprawę badawczą doktor Henderson ze swoją żoną-nimfomanką i niejaki Jim, podróżnik. Bohaterowie ignorują ostrzeżenia, że "Bloody Island" to niebezpieczna wyspa i momo wszystko udając głupków postanawiają dobić do brzegu. Typowy filipiński schlock, na pewno zbadam lepiej filmografię Eddiego, a tymczasem zapraszam na seans. Film momentami przynudzał, ale mimo wszystko wciągnął i na pewno w tamtych czasach potrafił wystraszyć. Podobał mi się zmutowany koleszka, któremu niczym bóstwu składano przybite do pala kobiety w ramach ofiary, bo podobno żywił się tylko kobietami, a przed poćwiartowaniem - zaspokajal się z nimi ;) A, warto też zwrócić uwagę na biegających wszędzie karłów, usługujących panu Powersowi ;) Polecam! 7/10