Radzę rozsiąść się wygodnie w fotelu kinowym (bądź domowym) i wyluzować podczas seansu. Bullet Train to fajny odmóżdżacz, taki Kill Bill w bardziej parodiowej wersji. Mamy tutaj zachłyśnięcie się japońską kulturą przez Amerykanów. Jest ta dynamika, szaleństwo i świetne dialogi jak w stereotypowym anime z gatunku akcji. Dla ludzi nie przywykłych do typowo japońskich motywów i stylu, ten film może nie przypaść do gustu. Ale ci, którzy będą chcieli przymknąć swoje przyzwyczajone do typowo zachodnich nawalanek oko, mogą również dobrze się bawić podczas seansu. Takim głosem rozsądku, niemal widzem jest sam Brad Pitt, który jest do bólu amerykański i satyryczny w tym wszystkim. Razem z widzem pyta "WTF, MAN?" dostarczając przy tym prostego, wręcz absurdalnego humoru. Do tego dochodzi wartki montaż, muzyka pozwalająca wczuć się w klimat i dobra gra aktorska. Nic wielkiego, a cieszy i pozwala na dwie godziny wylądować w innym świecie.