Ostatnia przystawka przed daniem głównym czyli "The Avengers" została podana. I
muszę przyznać że "Captain America" okazał się posiłkiem nadzwyczaj smacznym.
Pomimo wielu obaw związanych z przeniesieniem Kapitana Ameryki z kadrów komiksu
na wielki ekran muszę pogratulować twórcom solidnie wykonanej roboty. Ale przejdźmy
do samego filmu (mogą pojawić się spojlery):
Fabuła filmu podzielona jest jakby na dwie części. Pierwsza pokazuje nam Steve Rogers
jeszcze przed przemianą i tuż po niej ale zanim został wysłany na front. Druga to walka z
nazistowską organizacją Hydra. Co do pierwszej części to jest ona po prostu świetna.
Ukazanie Ameryki lat 40. i całej wojennej otoczki wyszło twórcą kapitalnie. To właśnie
wtedy widzimy młodego chłopaka, który za wszelką cenę chce się dostać do armii jednak
jego fizyczna aparycja mu na to nie pozwala. Jednak jak to często bywa los potrafi być
nieprzewidywalny. Sama przemiana wypada również całkiem przekonująco. Potem Steve
Rogers wreszcie może pomóc swojemu krajowi... próbując namówić obywateli do
kupna obligacji. Przy tym tańczy, śpiewa i 200 razy nokautuje Hitlera :P Dopiero potem
naprawdę dobierze się go skóry łobuzom:P I tak druga część filmu wypełniona jest akcją.
Jednak nie jest to łomot w stylu trzeciej części Transformers lecz bardziej w stylu przygód
Indiany Jonesa. Owszem jest tu kilka ujęć podrasowanych efektami specjalnymi jednak
wiele wybuchów czy scen akcji kręcona była naprawdę przez co wyglądają one
kapitalnie. Ciekawa jest również końcówka filmu, która choć trochę zbyt podrasowana to
jednak wywołuje lekkie wzruszenie i odczucie smutku u widza.
Przejdźmy teraz do aktorów. Zacznijmy oczywiście od Chrisa Evansa, który wciela się w
tytułową postać. Uważam, że należą mu się wielkie brawa gdyż to właśnie dzięki niemu
Kapitan nie jest postacią z papieru tylko pełnokrwistym bohaterem, który na dodatek
mógłby być jednym z nas. Nawet kiedy rozwala kolejnym fanatyków Hydry wciąż ma w
sobie wiele z tego chudego, wątłego chłopaka z Brooklynu. Jego arcywróg czyli Red Skull
w wykonaniu Hugo Weavinga to całkowite przeciwieństwo Kapitana. Dopóki Johann
Schmidtt ma na sobie ludzką skórę dopóty jest całkiem wiarygodnym szaleńcem.
Jednak kiedy jego skóra przybiera czerwony kolor wtedy staje się on kolejnym zwykłym
szaleńcem, który chce opanować świata. Pochwalić wypada również Hayley Atwell czyli
miłość głównego bohatera. Wreszcie w adaptacji komiksu pojawia się twarda
bohaterka, która ma własne zdanie i potrafi niejednemu dokopać. Cały drugi i trzeci plan
został obsadzony przez aktorów z pierwszej ligi także kradną oni wiele scen, w których
się pojawiają. Widząc Dominica Hoopera w roli Howarda Starka wypada powiedzieć że
nie daleko pada jabłko od jabłoni. Tommmy Lee jones w roli pułkownika Phillipsa na
zdecydowanie najlepsze teksty w filmie, swoją drogą dziś postawiłbym już tego aktora w
jednym rzędzie obok Clinta Eastwooda. Stanley Tucci jest klasą samą dla siebie ale do
tego zdążył już wszystkich przyzwyczaić. Prawie równie dobrze wypada jego vis a vis czyli
Tobey Jones w roli Arnima Zoli. Jedynie pewien niedosyt pozostawia Sebastian Stan
czyli Bucky, który dostał chyba zbyt mało do zagrania. Wypada wspomnieć również o
Holwing Commando.
Teraz może kilka minusów "CA: TFA". Przede wszystkim brak nazistów. No może nie brak
jednak jest ich za mało. Wspominanie Hitlera i trzech wyższych oficerów to trochę mało.
Mimo iż organizacja Hydra nie wypada jakoś tragicznie to jednak chyba lepsze byłoby
pokazanie jej walczącej również po stronie Hitlera a nie tylko na własną rękę. Sprzęt
samej organizacji też był chyba trochę zbyt przyszłościowy jednak o nazistowskiej
technologii krążą plotki po dziś dzień więc to jeszcze wpisuje się całkiem nieźle.
Muzyka dobrze oddawała klimat filmu. Cieszy to że wiele utworów grała właśnie orkiestra
symfoniczna. Efekty specjalne wypadły bardzo dobrze o czym wspominałem już wyżej.
Szkoda tylko że niektóre akcje (np. ta na motorach podczas pościgu w lesie) działy się za
szybko. Dwie godziny na taki film to troszkę za mało. Na końcu wypada wspomnieć o
wielu smaczkach dla fanów. Osobiście moimi ulubionymi były różne tarcze kapitana oraz
jego pierwszy kostium.
Podsumowując "Captain America" okazał się solidnym, letnim blockbusterm. Marvel
kontynuuje dobra filmową passę. Już po filmie naszła mnie taka refleksja. Pomimo iż w
kilku momentach film może wydawać się trochę naiwny czy ze zbyt dużą ilością patosu to
jednak to wcale nie przeszkadza. Oglądając film ma się wrażenie, że w czasie wojny
takie ideały jak odwaga, patriotyzm, dobroć nie były towarem deficytowym lecz czymś
zupełnie naturalnym. Tym bardziej nie mogę się doczekać kiedy w przyszłym roku
Kapitan krzyknie: "Avengers Assemble!" 7/10