Starałem się przekonać sam siebie, że takie jest uniwersum tego filmu, że to na podst. komiksu ale nie dałem rady... facet w kiczowatym wdzianku, ze skrzydełkami na głowie i komiczną supertarczą sprawiał, że czułem się zażenowany a nie zachwycony - "jaki to on nie jest super". Fabuła poraża głupotą (przecież ten gość wcale nic nie potrafi..., a pokazują go jakby był niezniszczalny - wg. fabuły to zwykły chłystek, który po prostu został skoksowany), II wojna światowa przedstawiona (o zgrozo) jak jakaś wojenka na podwórku, samo mięso armatnie. Wojsko (Tommy Lee Jones i ta cała agentka) to jakaś kpina, każdy robi co mu się podoba, nie słucha rozkazów, dowódca spoufala się ze swoimi żołnierzami i pozwala na niesubordynację, mało tego wykazuje zrozumienie...
Jedyne plusy tego filmu to fajny motyw z wychudzeniem głównego bohatera oraz końcówka, która była naprawdę fajna... reszta to typowa (denna, głupia, kiczowata, szpanerska, arcyzaje**sta) hollywoodzka superprodukcja.
5/10 za wyżej wspomniane plusy (tak byłoby 2-3/10)