Tak jak uwielbiam filmy na podstawie komiksów Marvela, tak tego filmu po prostu nie mogę zdzierżyć. Durnowate momentami sceny, typowe dla produkcji z USA: Dzielny Kapitan Ameryka nie ma czasu na jakiekolwiek głupoty związane z życiem prywatnym, podczas, gdy goni Red Skulla, ale przecież musi go w tym czasie pocałować jego " ta jedyna ". Druga śmieszna sytuacja, to jego przeistaczanie się w muskularnego żołnierza... Przy 70 % światła Vita nasz bohater drze ryja, jakby go rozszarpywały wilki, po czym przy 100 % nawet nic nie jęknie. Nie zdziwiłoby mnie to, gdyby stracił przytomność po takiej dawce, ale NIE! Nasz odważny obywatel Stanów Zjednoczonych od razu widząc wroga kradnącego próbkę materii dającej przyrost komórek mięśniowych biegnie za nim, jakby narodziła się w nim nadprzyrodzona istota. Rozumiem, po jakimś czasie, ale po takiej dawce w ciągu kilku sekund biec sprintem... Wiele głupot mógłbym tu wymieniać, ale przejdźmy do rzeczy milszych i przyjemniejszych. Na plus gra aktorska, która bez większych zastrzeżeń dawała radę, również efekty specjalne były w porządku. Film ogólnie ciekawy, lecz momentami nużył swoją na siłę wyszukiwaną fabułą. Jeżeli nie ma się co robić w domu, gorąco polecam obejrzenie Kapitana Ameryki, bo na raz ta rozrywka może nawet momentami cieszyć oko. Moja ocena: 6/10.
W gruncie rzeczy zgadzam się z tobą. Ja jednak oglądałam CA po The Avengers, jako ciekawostka do całości. I jako część układanki, która składa się poniekąd na ostatni film, jest naprawdę fajny.
Jako samodzielna produkcja raczej nudny. Brakuje mu polotu Iron Mana czy fantastyki Thora. Ale, jak napisałeś, fajna rozrywka w domu.