Pierwszy raz usłyszałem o tym filmie w radiu, przedstawiona koncepcja wydała mi się interesująca, więc gdy znalazłem czas obejrzałem go. Spodziewałem się historii o dwóch kobietach, które spotykają się w chwili słabości i odnajdują oparcie i siłę dzięki łączącej je więzi. Od pierwszej sceny z udziałem obu pań czuć iskrzącą między bohaterkami namiętność. Znaczące spojrzenia i uśmiechy, szybko zdradzały zainteresowanie na tle seksualnym. A kolejne sceny potwierdziły pociąg Carol do kobiet. Oczywiście nie ma w tym nic złego. Wiele, jeśli nie większość romansów rodzi się z pożądania. Zawiodłem się jednak tym, że fabuła filmu zdaje się opierać na tym aspekcie relacji między bohaterkami.
Chciałbym zobaczyć jak relacja między nimi dojrzewa. Jak spędzają, ze sobą więcej czasu lepiej się poznając, uczą się siebie na wzajem i przekonują o tym co mogą sobie ofiarować. Zamiast tego po dwóch, trzech spotkaniach decydują się na wspólny wyjazd. Trudno nie odnieść wrażeniem, że ich główną motywacją było pożądanie i mglista wizja trwałego związku. Czy Therese była tym kogo Carol potrzebowała w sytuacji, w której się znalazła? Chyba nie, ale na pewno była tym kogo Carol chciał.
Scenarzystom należą się jednak pochwały za subtelność z jaką poprowadzili wątek prowadzący bohaterki do wspólnego łoża. Byli cierpliwi. Sceny miłosne były piękne. Oszczędne ale bardzo zmysłowe. Czy te parę dni razem i miłosne zbliżenie wystarczyły, by narodziła się z tego wielka miłość? Trudno powiedzieć. Gdy mowa o miłości wszystko jest możliwe, jednak wolałbym, gdyby dano bohaterkom czas na zbudowanie relacji.
To wszystko jest w tym filmie akurat bardzo logiczne - ukazany świat to społeczna szachownica, na której każdy pełni rolę figury (bardziej niż osoby) - gdy do głosu dochodzą emocje i pragnienia człowieka z krwi i kości (w tym pożądanie, ale wydaje mi się, że ograniczanie tej relacji do niego to bardzo spłycona interpretacja), stwarzają one zagrożenie dla tego status quo. Włączają się wówczas mechanizmy opresji, próby dyscyplinowania porządkiem kultury nowy porządek - natury. Właśnie aby od tego uciec, Carol i Therese opuszczają przestrzeń miasta i udają się w tę, która jest synonimem wolności - dużo bardziej "dziki" krajobraz, gdzie są już anonimowe i wolne od kostiumów, w których funkcjonują na co dzień. W ten sposób uwalniają się, a motywacja jest tu podszyta - jak mi się zdaje - jednak bardziej społecznie, nie wyłącznie erotycznie. Ta droga jest dla nich ścieżką poznania, siebie nawzajem, ale i siebie samych (tu szczególnie dla Therese). Scena erotyczna następuje w tym filmie zresztą na tyle późno, że naprawdę trudno sprowadzać go do tego aspektu. Na ich relację nakłada się dużo więcej "warstw" emocjonalnych, często nawet sprzecznych, poza namiętnością to także sublimacja macierzyńskiej miłości, fascynacja intelektualna również (zainteresowanie Carol wzrasta po zapoznaniu się z pracami Therese, choć wyraźniej było to zaakcentowane w powieści).