Po opiniach co poniektórych myślałem, że będzie słabo, ale całkiem przyjemnie się to oglądało. Nie ma jakichś niepotrzebnych dłużyzn, akcja płynnie idzie do przodu, ukazując jak Carrie poznaje drzemiące w niej moce. Julianne Moore jako fanatyczka religijna jest trochę przerysowana, ale w książce z matki Carrie była jeszcze większa świruska. W filmie są ukazane przynajmniej jakiekolwiek matczyne uczucia w stosunku do Carrie, w książce po prostu był czysty, obłąkańczy fanatyzm bez żadnych ludzkich odruchów. Co się tyczy tytułowej Carrie – wielu narzeka na jej filmową wersję, ale mi jakoś nie przeszkadzała. Fakt, że wyglądem nie przypomina tej opisanej prze Kinga, ale nie jest źle. Książkowa Carrie nie tyle była brzydka co zaniedbana, więc w sumie w filmie mogli ją bardziej ucharakteryzować, dodać np. jakieś sztuczne pryszcze, ale to co dostajemy jakoś nie razi. Mimo wszystko nie przedstawiono jej jako miss piękności, więc jest ok. Jej gra aktorska może faktycznie nieco razi sztucznością, gdy udaje zahukanego, wystraszonego wyrzutka, ale idzie przymknąć na to oko. A jej grymasy podczas balowej masakry nawet mi się podobały, pomimo iż według niektórych też były nieudane. Ogólnie rzecz biorąc jak dla mnie jest to całkiem udana adaptacja powieści Kinga.