Film przesyła bardzo ciekawą treść, aczkolwiek jest zobrazowana w przerysowany i podkoloryzowany
sposób. Mały był bohaterem filmu, ale świetną rolę odegrała Kelley. Nie tylko ze względu na
urokliwość, ale ma dziewczyna talent.
Zostałem miło zaskoczony końcowym scenariuszem, bowiem spodziewałem się typowo
amerykańskiego zakończenia (Bonnerowie napotkają na swojej drodze Margaret i małego i iim pomogą
;), a jak wiemy, tak się nie stało. Film byłby właśnie dla mnie straconym, gdyby nie pokazali historii
tych dwojga. Rzeczywistość zweryfikowała, jak ważna jest pomoc takim osobom.
PS. O Annie Grun zdania nie zmieniłem. Wciąż jest beznadziejna jak w Breaking Bad.