Kevin Spacey pasuje do roli finansisty. Tym razem, w przeciwieństwie do "Casino Jack" -
finansisty z zasadami (choć oczywiście i on w końcu ulega pokusie pieniądza). Co do fabuły
- choć jestem ekonomicznym laikiem- nie było trudno pojąć o co chodzi i za to plus. Duży
plus za to, że nie było epatowania chciwością w stylu amerykańskim. Reżyser zaoszczędził
scen z dzieleniem ścieżek złotą kartą kredytową w luksusowym burdelu. Raczej oszczędna
fabuła jednak nie przekonała mnie do końca. Został przedstawiony mechanizm rozpadu
firmy, kilka postaci..brakowało mi jakiejś historii w tle. Nie naiwnej historii przemiany
młodego bankowca z korporacyjnego szczurka w młodego idealistę wyrzekającego się dóbr
materialnych, ale czegoś bardziej ambitnego. Brakowało bohatera pierwszoplanowego i
jakiegoś drugiego dna całej tej historii, co uczyniłoby ten film czymś więcej niż tylko
propagandową lekcją na temat: jak to było naprawdę z tym kryzysem.
Ja odniosłem wrażenie, że film został nakręcony w pośpiechu. Brak wątków pobocznych. Od początku do końca wiadomo jakie będzie zakończenie. Przeciętna gra aktorska. Film mógłby być dobry a nawet bardzo dobry gdyby został odpowiednio rozbudowany i przede wszystkim dopracowany.
jedynym wątkiem pobocznym była historia psa Sama, ale zupełnie nie mam pojęcia czemu miało służyć wprowadzenie tego wątku..
Nie chcę wprowadzać w błąd. Wydaje mi się, że pies Sama to symbol życia poza Wall Street. A dokładnie mówiąc przyziemnych, ludzkich spraw, które z Sama tworzą jeszcze przynajmniej cząstkę człowieka. Gdy jego pies zostaje uśpiony widzimy, że Sam inaczej już kroczy przez życie, inaczej działa. Tak sądzę, jednak interpretacji może być więcej.
No tylko sęk w tym, że pogrzebanie psa jest pokazana na końcu filmu. Wcześniej wiadome dla widza jest, że pies umiera. Zresztą w postawie Kevina nie chodzi o cząstkę człowieka a bardziej o pewną etykę handlowca. Przynajmniej ja tak to zrozumiałem. Jeśli zaczynają się spory interpretacyjne w tego typu filmie, oznacza to ni mniej ni więcej, że reżyser nie przedstawił tego dostatecznie klarownie. Podsumowując wątek psa Sama jest tak samo niedopracowany jak cały film. Zgadzacie się ze mną ?
Jeśli chodzi o etykę handlowca, otóż zgadzam się z tym - to jest trafne. Jednak gdy pupil bohatera zostaje uśpiony, a to nie ostatnie wydarzenie( owszem pogrzebany jest na końcu ), to mężczyzna zmienia zdanie i decyduje się na oszustwo. Więc moim skromnym zdaniem, jednak umiera w nim ta cząstka człowieka, a on pozostaje maszyną produkującą pieniądze i żyjącą by mieć ich więcej. Jak już pisałam to moja interpretacja, a Czy się z Tobą zgadzam? Definitywnie nie.:)
Według mnie etyka Sama nie ulega jakiejś szczególnej ewolucji. Już na samym początku filmu zwolnienia w firmie komentuje dość bezdusznie: "żeby było lepiej najpierw musi być gorzej", potem kiedy dowiaduje się że firma ratując się przed upadłością chce wyprzedać nic nie warte akcje waha się, jest chyba najbardziej przeciwny temu procederowi ze wszystkich pracowników ale ostatecznie wchodzi w to, bo potrzebuje pieniędzy...Wątek psa został trochę sztucznie "dodany" do postaci Sama, bo być może w ten sposób reżyser chciał go wyróżnić spośród innych bohaterów ukazując go nie tylko służbowo ale i prywatnie jako samotnego, trochę zblazowanego finansistę na pograniczu depresji, który przeżywa śmierć ukochanego psa bo nic już poza tym psem mu w życiu nie zostało...ale czy żeby śmierć psa jakoś szczególnie wpłynęła jego morale - wątpię..
czy śmierć psa, jako członka rodziny, na którego desperacko wydano tysiące, by tylko przeżył kolejny dzień może wpłynąć na morale samotnego mężczyzny pogrążającego się w depresji? z pewnością. skoro wszystkie swoje uczucia ulokował w zwierzęciu, to po jego stracie wielce prawdopodobnym było zatracenie człowieczeństwa przez Sama.
z pewnością film był dla niektórych niejasny. sama, zastanawiając się jeszcze chwile, przy akompaniamencie napisów byłam świadkiem sceny, w której kobieta z wyższych rzędów wybiegła przez ekran i bełkocząc pod nosem po angielsku, pokazała ekranowi środkowy palec.
szczerze powiedziawszy - czekałam dniami na film z panem spacey, paulem bettany i simonem bakerem i - nie zawiodłam się. jestem też przekonana, że postać przedstawiona przez bettany'ego, jak i gra tego pana zdecydowanie podniosła standard przedstawienia.
prawda. film nie miał za wielu wątków pobocznych, jednak odnoszę wrażenie, że twórcy osiągnęli stan napięcia, towarzyszący początkowi kryzysu, gdzie najważniejszym dobrem było to firmy. może stąd ich ilość.
hmmm...można polemizować, oczywiście każdy ma prawo do własnej opinii. Jak dla mnie zatracanie wartości i bunt po stracie ukochanego psa może spotkać dziecko czy nastolatka ale nie dojrzałego faceta, który jak się dowiadujemy nie jedną stratę z życiu już przełknął. Taką sytuacją można się podłamać, można ją boleśnie przeżyć ale postawa: zdechł mi pies więc mam gdzieś wszelkie wartości jest niedojrzała i raczej nie pasuje do postaci Sama, tym bardziej że jak już pisałam wcześniej szczególnej rewolucji w jego postępowaniu nie dało się zauważyć..
tak, jednak mężczyzną nie kierował rozum, a zalążek choroby.
irytuje mnie twoja postawa.
dziecinne? kto ustala normy, co jest dziecinne, a co nie?
czy jeżeli sam piłby z rana kakao - wyśmiałabyś go i opuściła salę?
nigdy nie masz pewności, jak człowiek zareaguje, choć każdy podchodzi pod jakieś normy. może płakać ze śmiechu, czy wbić sobie sztylet w serce. zrozumiesz go dopiero wtedy, kiedy znajdziesz się w tej samej sytuacji.
nie wdaję się w bezcelowe przepychanki słowne, dlatego nie będę komentować tego co powyżej. Nic poza jałową dyskusją nie na temat z tego co napisałaś/eś by nie wynikło więc kończę tą mało życzliwą polemikę i życzę miłego wieczoru.
Micronesia ciekawie zinterpretowałaś ulokowanie wszelkich prywatnych emocji w psie. Rzeczywiście tak można zinterpretować zakończenie filmu. Nie macie wrażenia, że lepiej byłoby jednak ostatnią scenę przenieść w moment przed jego słowami, że potrzebne mu są pieniądze? Można też zinterpretować to tak, że potrzebne mu były pieniądze, aby ostatecznie uratować mu drogiego psa. To mnie własnie trochę w tym filmie drażni, sporo niejasności pomimo obrazu dość jednowątkowego.
Zgadzam się, że na pewno ta grupa aktorów podniosła jakość filmu. Choć uważam, że ich talent i umiejętności nie zostały wykorzystane w pełni.
Co do stanu napięcia --> tutaj mam zdecydowanie inne zdanie. Właśnie tego stanu napięcia mi brakowało. Czytając wspomnienia różnych graczy giełdowych czy to z kryzysu w 1929 czy ostatniego z 2008, takie sytuacje przebiegają diametralnie inaczej. Akurat ten fragment filmu moim zdaniem jest fantasmagorią. Chyba, że reżyserowi zależało bardziej na przedstawieniu postawy moralnej tej grupy ludzi a nie faktycznych emocji panujących w takich momentach.
może. może chodziło o morale. z pewnością tak było, skoro nie odczułeś napięcia.
odnoszę wrażenie, że w tej klasy kinie nie ma miejsca na niedociągnięcia.
wszystko, co odczułeś - było zamierzone. może miałeś czuć właśnie niepewność, pewien brak. w końcu - ile można biegać jak dzicy za tomem cruisem, czy przemierzać dżunglę z larą croft?
tu nie byłeś cały czas z ludźmi. nie znałeś ich przeszłej historii, ani przyszłej, choć tej możesz się domyślać. tu znalazłeś się w środku historii.
tak, może parę wątków powinno zostać rozwiniętych. z miłą chęcią obejrzałabym nieco więcej potyczek na linii mary rogers - jared cohen - bo tu zaczęło się coś dziać, jednak zarówno reżyser, jak i scenarzysta jakby zapomniał o tym...
Wydaje mi się i jednocześnie mam nadzieję, że jednak to nie jest film tej klasy. Bo gdyby wszystko było rzeczywiście opracowane do perfekcji, to uznałbym ten film za kiepski. Sęk w tym, że nie czuję tutaj niepewności a raczej niedosyt. Pytanie czy takie było zamierzenie reżysera. Jeśli tak to gratulacje, jeśli nie to jednak film niedopracowany.
Patrząc na to z jeszcze jednej strony, skoro film w opisie ma dramat i thriller to jednak do czołówki filmów z tych gatunków bardzo wiele mu brakuje. Biorąc pod uwagę pewne kanony.
Zastanawiałem się też nad podobnym jednowątkowym filmem który powstał ostatnimi czasy. I przypomniał mi się film - Zeszłej Nocy, któremu wystawiłem 7. Tam jednak te emocje i problem postawiony był o wiele lepiej i ciekawiej - mimo, że dynamika akcji była na poziomie Chciwości.
Podsumowując mam odczucie niedosytu i jakiegoś takiego reżyserskiego niechlujstwa.
A mnie się zdaje, że pies był jakąś metaforą kryzysu. Pies choruje = system jest chory, Spacey płaci tysiące $ na leczenie = pakiety pomocowe rządu, pies zdycha = kryzys światowy, pogrzeb psa = umarł kapitalizm z wyobrażeń Adama Smitha. Scena pogrzebu psa na końcu filmu była właśnie patetyczno - metaforyczna. A co do samego Kevina S. to on protestował, bo recepty Ironsa wydawały mu się prowadzić do zamordowania Firmy, bo od oszusta nikt już nic nie kupi. Nie rozumiał, że nie chodzi o Firmę, tylko o osobistą szkatułę Ironsa i grupy jego najbliższych współpracowników, że mityczna Firma to nie setki pracowników, tylko Irons, Irons, Irons i kasa, kasa, kasa. Kasa Ironsa, bo w końcu It's all about money.
Film nie budzi emocji, bo nie niesie emocji dla zwykłych widzów. Finansowa apokalipsa nie budzi w nas owych, bo efekt finansowego tsunami nie uderza w nas natychmiast, a poza tym nie jest pokazany w całej pełni. W zasadzie uderzenie w zwykłego człowieka symbolizują zwalniani pracownicy, ale nawet to jest zupełnie mechaniczne. Dramat jest w domyśle, ale go nie widać, a na koniec okazało się, że nasi znajomi (Moore, Tucci) dostali złote dupochrony. Zbyt to dalekie i niesprecyzowane. A i finansiści są mało podniecający. Nawet jak niszczą świat to czynią to jakoś bezosobowo, maszynowo, bez emocji. To tak jakby wojnę atomową pokazać z perspektywy Sztabu Generalnego, gdzie generałowie nerwowo się naradzają i rozważają różne scenariusze oraz faceta w silosie naciskającego przysłowiowy guzik: rozkaz otrzymałem - identyfikcja - alfa, papa, sierra, 7, 9, 5 delta - potwierdzam autentyczność rozkazu - kluczyki - na trzy - odpalenie. Bez reakcji ludzi, którym bomby spadły na głowy to będzie tylko chłodna relacja nt. odpalenia rakiet z silosu.
Ciekawa interpretacja. Tylko zwróćmy uwagę na to, że jeden z aktorów w filmie dał do zrozumienia, że takie sytuacje się w tym filmie zdarzają.
Co do budzenia emocji - to się nie zgadzam co do zwykłych ludzi. Tu nie chodzi o tsunami czy bycie w branży. Jak zajrzysz do jakiś wspomnień, będziesz inwestował swoje własne pieniądze to zorientujesz się, że w takich sytuacjach atmosfera jest jak wybuch bomby atomowej a nie chłodne siedzenie sala konferencyjna, cisza, spokój - pełen relaks. Zgodziłbym się z taką prezentacją, gdyby film przedstawiał bank a nie prywatny fundusz jakiegoś faceta. Zresztą mam wrażenie, że sam sobie zaprzeczasz - z jednej strony piszesz, że zwykły człowiek tego nie zrozumie a z drugiej piszesz ,ze it's all about money. Czyli jak mam rozumieć, skoro chodzi o kasę, to na miejscu tego inwestora bym się wściekł, że rok wcześniej Demi Moore go informowała o niejasnościach a teraz jego pracownicy utopili grube miliony + jego firma lada dzień straci jakąkolwiek wiarygodność na rynku. A on sobie siedzi i spokojnie zajada kolację, kiedy jego sens i fortuna życia są sprzedawane za bezcen.
Piszesz, że Dramat jest w domyśle - zgoda. Ale to jednak jest film i ten dramat powinien być przedstawiony na ekranie. Finansiści są przedziwnie przedstawieni. Zgadzam się, że są bezosobowi.
Przeszkadza mi to oderwanie od rzeczywistości.
"Ciekawa interpretacja. Tylko zwróćmy uwagę na to, że jeden z aktorów w filmie dał do zrozumienia, że takie sytuacje się w tej firmie wcześniej zdarzały."
Zgadza się. Bettany mówił na dachu, że widział rzeczy takie, że głowa mała, ale to było przecież przed " wielkim wybuchem". Sądziłbym raczej, że mówił wtedy o takich kantach, jakie pokazywali kiedyś w serialu "Capital City", czyli sprzedanie komuś "gównianych" papierów, bo maklerowi pozycja się nie domykała, a koniec kwartału gonił. Spacey też dawał do zrozumienia, że były jakieś akcje, ale nigdy na taką skalę. Co innego orżnąć inny bank, a co innego wysadzić w powietrze cały rynek. To tak jakby Bettany uczył Spocka żonglerki granatami, a tu nagle Tucci daje im do zabawy bombę atomową.
Co do emocji: zwykły zjadacz chleba przejdzie obok, ale dowie się, jak robi się kryzys. Finansista czy inwestor na widowni będzie gryzł palce, bo dla niego to ostry thriller. Innymi słowy każdego emocjonuje nastolatka coś innego.
Co do Ironsa: on miał okres wściekłości, ale w nocy, gdy stwierdzono problem i szukano rozwiązań. Na lunchu to Irons był spokojny, bo, co prawda, zniszczył Firmę, choć to nie jest takie jednoznaczne, wysadził rynek w powietrze, ale swoją szkatułę uratował i jak rasowy rekin znów szuka okazji do zarobku.
Zgadzam się z Tobą co do symboliki psa, jako chorego systemu, na którego wydano "tysiące dolarów". Najmocniejszym akcentem jest wymowna scena kopania dla niego grobu, oznaczająca śmierć tego systemu, koniec pewnych czasów, koniec dla chciwych finansistów, sprzedawców, także koniec beztroski dla nas nie mających nigdy przesytu konsumentów. Sorry za patetyczność, ale słysząc podczas napisów łopatę miałam wrażenie, że kopią grób dla nas wszystkich... ; )
Jeszcze jedno mi się skojarzyło. Myślę, że cała sfera życia Sama jest symboliczna. Nie wiem tylko czego symbolami mogą być te osoby. Ziemia, na której zakopuje psa Sam, mówi, że to jedyne miejsce, które przyszło mu do głowy, gdy jechał z psem od weterynarza. Czy może tą ziemia jest Ameryka, a czego symbolem może być jego żona, która niby jest przyjazna i ciepła, a w którymś momencie mówi, że jest włączony alarm i żeby Sam (który sobie spokojnie siedzi) nie próbował się włamać. Może to reszta świata, sama nie wiem...I w końcu syn Sama Sammy. Rano w trakcie rozmowy Sama z Peterem na dworzu, nagle Peter mówi że zna syna Sama, który wygląda na miłego, na co Sam odpowiada, że nie wie on o Sammym kilku gorszych rzeczy. A na końcu Sam pyta żonę, co u Sammego, a ona mu odpowiada, że prawie ich zniszczyli, ale dali sobie radę. Ewidentnie symboliczne sceny. Może ktoś ma jakiś pomysł?
Sam Sam, żeby tak powiedzieć, jest symboliczny. Zaczynał w czasach, kiedy słowa takie jak etyka miały jeszcze jakąś wartość. Pracował 35 lat w Firmie o 107 letniej tradycji, czyli był tam przez 1/3 jej istnienia. Kołaczą się w nim jeszcze jakieś resztki uczciwości i zapewne pod innym szefem i w innych uwarunkowaniach powiedziałby nie, ale tu i teraz Sam okazuje się taki sam, jak większość ludzi, chowa honor i dumę do kieszeni i robi, co mu każą, because it's all about money. Zresztą Sam sam zobaczył, że jego czas już przeminął, a świat należy do bezwzględnych Simonów Bakerów i Jeremych Ironsów.
Dokładnie tak. Jak pogrzeb ofiary mafijnych porachunków: nocny, samotny, w świetle samochodowych reflektorów. Tylko trochę przeciągnęli scenę. Mnie najbardziej zjeżyły się włosy kiedy myślałem, że scena kopania zakończy film. Gdyby po pierwszych uderzeniach łopaty dali napisy zakończenie byłoby jak straszliwe memento, choć i tak wali mocno po głowie.
czemu miało służyć? Przede wszystkim wątek miał pokazać, że finansiści i pracownicy korporacji to zwyczajnie ludzie z codziennymi problemami jak rozwód i śmierć ukochanego psa. Mimo tej warstwy nieczułości i pazerności to ludzie z uczuciami bliskimi każdemu człowiekowi. Dla mnie film bardzo dobry, ale co ja wiem? Przecież korporacja także mną zawładnęła.
Przeciętne to masz możliwości oceny. Gra aktorska jest świetna. Poza tym, po jaką cholerę Ci wątki poboczne? Film jest zrobiony na szybko? Kompromitujesz się. Posłuchaj scenariusza, spójrz na dobór aktorów, zobacz kadrowanie w niektórych scenach. Najwyraźniej pieprzony masowy widz nie jest w stanie zrozumieć tego filmu, a jeśli tak, to niech na niego nie idzie. Potem wyrzuca takie opinie pozbawione sensu.
Widzę, że chamstwo zawitało i do tego wątku :) Piszesz z odpowiednią składnią więc zakładam, że nie jesteś trollem internetowym dlatego odpowiem. Cóż, uważam, że wątki poboczne mogłyby podnieść wartość tego filmu. Jak napisałem wcześniej - według mnie potencjał ten film miał spory, ale uważam, że nie został odpowiednio dopracowany. Widziałem film, więc raczej zapoznałem się ze scenariuszem. O aktorach wspominałem wcześniej - akurat od takiej grupy aktorów mogę wymagać więcej. Może dla Ciebie jestem masowym widzem, tylko nie rozumiem czemu od razu pieprzonym? Film zrozumiałem, ale mam potrzebę przedyskutowania paru spraw z kulturalnymi ludźmi, którzy dotychczas się wypowiadali, do momentu aż Ty zabrałeś głos.
Odsyłam Cię do literatury, o czym zresztą wspomniałem wcześniej. Obraz bezlitosnego finansisty/ganstera/psychola/etc był poruszany w kinematografii tyle razy, że to nie jest nic nowego. Nic zaskakującego. Gdyby film został dopracowany - to bym go ocenił wyżej. Gdybyś mógł mi przybliżyć w którym momencie pojawia się to genialne kadrowanie ? Ponadto wolałbym zobaczyć w tym filmie prawdziwe emocje towarzyszące sytuacji na rynku. Czyli jedną wielką panikę, która mogłaby być dobrym wątkiem rozbudowującym fabułę i dającym asumpt dla aktorów do pokazania całego swojego warsztatu.
Piszesz o masowym widzu, a sam wolne chwile spędzasz oglądając Dextera, Rzym czy chociażby Ojca Chrzestnego. Przyganiał kocioł garnkowi. Żyjesz w kulturze masowej - zaakceptuj to. I przestań obrażać innych.
Z tym chamstwem, to bym nie przesadzał, ale faktycznie się uniosłem. Pieprzony masowy widz, nie był ad personam; traktuj go proszę jako inwektywę w próżnię. Tak więc wybacz nadmierną pobudliwość.
Żeby nie było, nic nie mam do konsumpcji masowych rzeczy. Uważam że te, które wymieniłeś, nie przynoszą mi wstydu. Zresztą ja uważam, że Chciwość jest właśnie filmem masowym. Podchodzę do niego jak do rozrywki. Nie twierdziłem też, że jest w nim coś odkrywczego. Według mnie ten film jest dopracowany i ma dobry scenariusz i nie za bardzo wiem, jak moglibyśmy rozstrzygnąć, czyja opinia jest bliższa faktom:). Kadr, który bardzo mi się spodobał to scena z Moore i Baker i sprzątaczką w windzie. Rozumiem, że od tej ekipy możesz wymagać więcej, niemniej jeśli uważasz że nie do końca gra scenariusz, to aktorzy jakoś tam są ograniczeni przez to co im dostarczono.
Piszesz, że brak Ci tam emocji, a nie uważasz, że te emocje, które tam zostały pokazane mogą być prawdziwe? Ci ludzie są postawieni w obliczu krachu, ale dla nich nie ma on żadnego przełożenia na rzeczywistość. Mają swoje cyferki, te MBS-y, które są czystą abstrakcją (również ekonomiczną) i widzą że wszystko się wali. Ale to nie ich życie się wali, a jedynie wykres poszedł tam gdzie nie powinien był. Podchodzą do tej roboty całkowicie racjonalnie i ich to nie stresuje. Irons cytuje daty poszczególnych kryzysów i w gruncie rzeczy traktuje sytuację, jako coś normalnego. Tak więc dla mnie te emocje są wiarygodne, nawet jeśli faktycznie nie są gorące. Ale może zgodzisz się z tym, że ciekawie była zagrana jedna z pierwszych scen filmu, gdzie laski od outplacementu zwalniają przełożonego dwóch młodziaków. Według mnie tam Tucci zagrał świetnie. Tak więc, być może ten film przeceniam nieco, ale po prostu spędziłem na nim świetnie czas; ktoś idzie na Batmana jako na rozrywkę i tam znajduje coś czego szuka, mi podoba się akurat coś mniej spektakularnego. Reasumując, raz jeszcze - przepraszam za złe emocje. Pozdrawiam.
Ja uważam, że obejrzenie jakiegokolwiek filmu nie przynosi wstydu. Może przynieść jedynie stratę naszego cennego czasu. Jeśli chodzi o chciwość to cieszę się, że obejrzałem ten film. Po pierwsze dlatego, że przedstawia nowy trend w obecnej kinematografii. Po drugie, tematyka jest mi w życiu zawodowym bardzo bliska. Nigdzie natomiast nie napisałem, że scenariusz jest zły, odnoszę nieodparte wrażenie, że reżyser się po prostu nie popisał. Można było z tego filmu wycisnąć o wiele więcej. Co do opinii, czy musimy rozstrzygać ? :) Dla mnie krach na rynku to panika w trakcie notowań ciągłych na giełdach i wściekłość inwestorów. Z takim obrazem spotkałem się w pamiętnikach jak i w życiu zawodowym. Nie wykluczam natomiast, że bankierzy mogli do tego podchodzić jak ludzie w tym filmie. Tylko, że film przedstawia prywatnego inwestora, dla którego Ci ludzie pracują i mają dbać o jego zyski. A to już co innego. Zgodzisz się chyba, że co innego tracić własne pieniądze, a co innego tracić pieniądze zwykłych ludzi? Inne emocje towarzyszą zarówno jednej jak i drugiej grupie. Drażni mnie m.in właśnie ten mały fakt, że to nie są bankierzy czy zwykła grupa osób obsługująca powiedzmy fundusz hedgingowy. Jedną z głównych ról gra tutaj inwestor, którego emocje(fakt zaprezentowane dobrze)odbiegają według mnie od rzeczywistości. Podobnie do jego wieloletnich pracowników. W USA rynek menadżerski jest bardzo płynny i rzadko się zdarza, że Ci ludzie pracują w jednym miejscu wiele lat. Może też jest tak, że Ja wymagam zbyt wiele rzeczywistości, zapominając o tym, że to tylko film. Dlatego trochę brakuje mi wątków pobocznych, które mogłyby bardziej "wciągnąć" mnie w film, zapominając o merytorycznym aspekcie.
Emocje również odbieram jako wiarygodne, ale wiarygodnie zaprezentowane, a nie wiarygodne w porównaniu do rzeczywistości. Zgadzam się co do tej sceny. Fajnie pokazana. Doceniam ten film i nie uważam, że straciłem czas. Gdyby to była typowy amerykański gniot to bym się tak na forum nie produkował :) Zobaczyłem w nim spory potencjał - nawet na 10/10 i trochę mnie boli, że nie wyciśnięto z niego tego co było można. Pozdrawiam