jest przesłanie , że nawet najlepiej opłacany pracownik, specjalista jest tylko siłą najemną, pionkiem, którego firma bez wahania poświęci dla swoich celów, dlatego nie zazdroszczę bratu zajmującemu wysokie stanowisko w globalnej firmie bo chociaż zarabia nieprzyzwoicie dużo, jest w ciągłym stresie czy po kolejnym przejęciu czy "restrukturyzacji"zachowa stanowisko.
Ja sam sobie jestem szefem, zarabiam tyle żeby się nie martwić o rachunki, mam czas dla żony, dzieci i psa no a przede wszyskim dla siebie, rzucając dużą firmę odczuwałem prawdziwą euforię i wiem że to była najlepsza decyzja w moim życiu.
Nie mam nic do twego brata, ale generalnie zadziwiają mnie zawsze tego typu opisy o pracy w różnych korporacjach, a jest tego coraz więcej. Z zasady jest oczywiste, że w takiej robocie prędzej, czy później dostaniesz kopa i to zazwyczaj bez podziękowania. Możliwości jest całkiem sporo: przyjdzie nowy młodszy "pistolet", może tańszy w utrzymaniu, może dopadniecię syndrom wypalenia, może stracimy motywację? Skoro zatem wiemy, że musi przyjść ten dzień, to trzeba się do tego przygotować i mieć na to (przepraszam za słowo) wy*ebane. Jak nie ta robota, to inna? Żyć w ciągłym stresie? Bez sensu.