Większość z Was traktuje ten film jako kolejny dokument o pracy prostytutek, wzbogacony o egzotykę krajów w których był tworzony. Patrząc w ten sposób rzeczywiście może wydawać się wtórny i niewiele wnoszący, gdyż ile razy ten temat był już w kinie poruszany...
Ja w trakcie "Whores's Glory" zacząłem jednak zastanawiać się nad inną kwestią przez co nie nudziłem się aż do samego końca. Otóż skoro prostytucja jest zjawiskiem ponadczasowym i nazywana najstarszym zawodem świata, skoro dotyczy ono każdej szerokości geograficznej, skoro poddają się jej kobiety różnych wyznań - na ile reżyser ma rację stosując tak kontrowersyjny tytuł? Na ile nasze współczesne pojmowanie miłości jest konsekwencją stworzenia w czasie renesansu koncepcji miłości romantycznej oraz wpływu cywilizacji judeochrześcijańskiej na nasz sposób myślenia?