Nudne to było. Film oparty na wałkowanym milion razy patencie i odwiecznej walce dobra ze złem. Nie dzieje się tu za wiele, a poza tym jest jeszcze trochę wkurzająca postać zachrypniętego księżulka walczącego z tytułowym potworem... inni bohaterzy w niczym nie pomagają i od początku wiadomo, że to on sam będzie musiał poradzić sobie z cieniem... i z własnym cieniem również. Akcja stoi na marnym poziomie, jako horror film nie sprawdza się w ogóle. "Shadowbuilder" nie jest w stanie ani trochę przestraszyć, choć muszę przyznać, że miał całkiem fajny, złowieszczy głos. Szczęśliwe zakończenie nie zapada w pamięci... ot, po prostu taki film do zapomnienia po pierwszym seansie. Aha, i ten moment gdzie nasi mega sprytni bohaterzy wpadają na to, że potwora będzie można zabić jakimiś głupimi światłami... a tak się składa, że jakiś miejscowy dziwak zrobił wielki mega test wszelkiego rodzaju światełek i będzie mógł im pomóc. Żałosne.
Moja ocena: 3/10.