Pieees! Jeeeleń! Sąsiaaad! Twój żołądek porykuje, jak wygłodniały potwór? Chciałbyś zjeść psa, jelenia, a może sąsiada? Daj spokój, jest przecież fenomenalny baton rybny Block Island Sound!
Zrozumiałeś, że fajnie, to zrozum i to, że Twoje rozumienie nie definiuje sensu mojej wypowiedzi, nawet jeśli rozum podpowiada Ci taką interpretację, Grzegoooorz...
Pełen powagi sposób, w jaki twórcy dzieła potraktowali kwestię kontaktu z przedstawicielami obcej cywilizacji, budzi mój najgłębszy szacunek. Np. kiedy bohaterowie jadą oglądać martwe ryby na brzegu i okazuje się, że faktycznie jest ich więcej niż dziesięć. Podobnie działa podniosła scena, kiedy ojciec wpatruje się w psa, a syn pyta: "Co robisz?", a ten mu na to hardo i filozoficznie: "Nic". Synek: "Wejdź do domu, jest zimno", a ojciec wszedł, bo było zimno i nic nie robił, tylko wpatrywał się w psa. Pamiętam, że okraszono tę scenę efektami dźwiękowymi. To było takie echo, jakby hydraulikowi odbiło się do niosącej pogłos rury. Dzieło składa się z podobnych, pełnych patosu epizodów, dzięki czemu widz nie ma wątpliwości, że za tymi wszystkimi wydarzeniami stoi jakaś zaawansowana inteligencja. No i jeszcze pamiętne ujęcia, kiedy radio robi "pszszyłyszsz", bo kosmici zakłócają transmisję. Wszystko to było niezwykle poważne i nie widzę powodu, żeby poddawać tę kwestię pod głosowanie.