Strasznie się zawiodłem oglądając film, gdyż bardzo byłem ciekaw jak zekranizowano tą
powieść (szczególnie jak Penn zagrał Welsh'a). Jednak film wogólę nie oddaję sensu książki.
Potęga powieści Jamesa Jonsa polega na tym że pokazuję wojnę z punktu widzenia zwykłych
prostych ludzi, nie ma wśród nich filozofów którzy zastanawiają się nad sensem dobra i zła,
przyrodą bogiem itp. Pokazuję ludzi którzy mają normalne przyziemne problemy w takiej
sytuacji: strach, wstyd, śmierć i to że ktoś mógł ich zmusić by tam byli. Ja rozumiem, że są
ludzie którym mógł się ten film podobać, jednak nie podoba mi się że powołano się na wielki
tytuł po to, żeby zarobić więcej kasy, bo film oparty na książce to, dla przeciętnego zjadacza
popcornu, musi być jakieś wielkie dzieło. W sumie jeszcze mnie fajny jest fakt, że powołując
się na sławnego pisarza, Terrence Mallick próbuje podeprzeć swoją filozofię twórczością
Jamesa Jonsa, co jest totalną bzdurą a o czym ten kto nie czytał ksiązki się nigdy nie dowie.