Przeczytałem książkę przed obejrzeniem filmu i coś czuję, że muszę przestać to robić. Film jest bardzo dobry, ale przy książce wypada po prostu słabo i nie jest to nawet spowodowane nieudolnością reżysera czy aktorów, ale tym, że tego nie dało się przedstawić. Wersja reżyserska ma podobno sześć godzin, może tam było lepiej, ale coś czuję, że do przekazania całej treści potrzeba by było co najmniej sześciu sezonów po dwadzieścia osiem godzinnych odcinków każdy (te liczby nie są przypadkowe). Za mało Welsha w Welshu, za mało Fife'a i jego relacji z Beadem (ktoś się w ogóle przejął śmiercią Beade'a i reakcją Fife'a? Nie? No, w sumie po co), za mało rywalizacji Dale'a z Dollem, za mało scen w obozie przed wyruszeniem do walki, za mało walki pod dowództwem Banda, za mało zasadzek na drodze, za mało Storma, za mało kradzieży pistoletu i tak dalej. Wiem, że to, co sobie zamarzyłem, jest niemożliwe, ale nie potrafię się z tym pogodzić.
Przeczytałam książkę chwilkę przed obejrzeniem filmy. I jestem rozczarowana, bardzo, bo produkcja jest zupełnie z czapy. Nie znamy historii, nie mamy powiązań między bohaterami, w związku z czym wiele obrazów i sekwencji po prostu nie ma sensu i jest pozbawione głębi (Bead i Fife!!!, scena z eskapadą Welsha do Telli na polu bitwy i podanie mu strzykawki z morfiną - urwano tę scenę w sposób tragiczny, nie wiesz, o co kaman). Zgadzam się z Tobą.