Dialogi,dialogi,dialogi. Osadzenia akcji - fajne. Sklep i wypożyczalnia to miejsce spotkań najróżniejszych ludzi i świetna miejscówa. Między półkami sklepowymi jest pełno świetnych miejsc do zainscenizowania piekielnie dobrych dialogów/monologów/kłótni.
Jedne rozmowy śmieszne (kłótnia Dantego i Weroniki, facet reklamujący gumę do żucia, facet chcący skorzystać ze sracza), inne nieśmieszne (facet liczący jajka, dwójka ćpunów przed sklepem - wtf?). Jedne życiowe (końcowe sceny rozmowy o kobiecie życia), jedne banalne, debilne, niepotrzebne, żałosne (rozmowa o podwykonawcach na Gwieździe Śmierci - facepalm).
Aktorzy wypowiadają kwestie w tak szybki sposób,że prawdopodobnie bali się mówić je normalnie, bo by je zapomnieli. Słabsze rozmówki przeważają, przez co zapomina się te dobre i w ogóle połowę tekstów z tego filmu. Nim skończyłem film, zapomniałem z 98% dialogów.
Pod koniec robi się ciekawie i absurd ratuje poczucie humoru twórców. Gdyby poszli w kontrolowany chaos i więcej akcji w stylu seks z trupem na klozecie to mogłoby wyjść coś naprawdę fajnego. A tak to ani to bawi, ani to poucza, ani daje rys społeczeństwa, ani ryje banie, ani zachwyca jako para-dogmatyczne dzieło niezależne.