Niewątpliwie jest to klasyk horroru, bo John Carpenter w tym okresie wnosił bardzo wiele do gatunku (Halloween, The Fog, Christine) i tak jest też w tym filmie. Mimo to jednak jest dla mnie to małe rozczarowanie, bo po tak znanym tytule spodziewałem się czegoś więcej. Owszem, klimat jest naprawdę bardzo dobry, jak zwykle w produkcjach Carpentera. Preferuje on raczej styl gdzie strach buduje przez dozę niepewności aniżeli przez dostatek krwi. W tym filmie jest i jedno i drugie. Fabuła nie jest skomplikowana, rozwinięcie akcji jest naprawdę bardzo dobre i zachęca widza do dalszego oglądania, później jednak robi się trochę nudno, dosłownie pół godziny o tym samym. Bardzo dobrze ukształtowała się wyjątkowo ponura atmosfera wraz z dość klaustrofobicznym klimatem, gdzie ludzie na Antarktydzie są odcięci od świata i muszą zmagać się z "zarażonymi" ludźmi. W roli głównej dobrze spisał się Kurt Russell. Mamy też niezłą, budzącą grozę muzykę. Poza tym naprawdę dobre efekty specjalne. Wydaje mi się, że po obejrzeniu nowego REC z podobną tematyką, można poczuć, że "The Thing" już się nieco zestarzał. Mimo wszystko to wciąż bardzo dobry horror. Moja ocena: 8/10.