"coś" jest niewątpliwym klasykiem gatunku. fabuła co prawda zdaje się być dość przewidywalna, jednakże z perspektywy całości niekoniecznie. atmosfera świetna, z pewnością jest to najsmaczniejszy kąsek w filmie - surowe wnętrza i jeszcze bardziej surowy klimat antarktydy, bohaterowie bez uśmiechu na twarzy, ciasnota, narastające nastroje psychotyczne - wszystko to potęguje wrażenia podczas seansu. same "cosie" z punktu widzenia dzisiejszych czasów nie są straszne, powiedziałbym raczej że bardziej obrzydzają, budzą wstręt niż przerażają. próbuje się tutaj zaszokować widza brzydotą, okropnością w sposób bardzo dosłowny, co momentami jest bardzo kuriozalne - zwłaszcza podczas ukazywania tych postaci w pełnej krasie. pamiętajmy jednak, że są to wczesne lata 80. aktorstwo nie budzi zastrzeżeń, wprawdzie niektóre dialogi wydają się być pisane na kolanie, ale to nie szkodzi. muzyka dobrze oddaje nastrój. w gruncie rzeczy o "cosiu" nie wiadomo zbyt wiele - jest to wielka zagadka tego filmu, która dodaje mu smaku. skądś przybyło, nieźle namieszało i co dalej? no właśnie, ta niewiedza jest poniekąd przerażająca, bowiem jesteśmy pozostawieni z tym pytaniem sami sobie, a może okazać się, że to "coś" żyje, gdzieś się ukrywa, być może w nas samych?