Po pierwsze, "film twórcy Vicky Cristina Barcelona". Po drugie, tytuł "Co nas kręci, co nas podnieca" (pierwotnie przetłumaczone na "Jak by nie było") - przypominam, że w samym filmie orygnalny tytuł "Whatever works" wypowiadany jest przynajmniej pięć razy i to przez różne osoby. Po trzecie zaś - co mnie rozsierdziło najbardziej - próżno dopatrzeć się gdziekolwiek informacji o tym, że gra tam Larry David. Nie ma go nawet na plakacie. Facet gra główną rolę, do cholery! Widać jak na dłoni, w jaki target chciał uderzyć dystrybutor. Dlatego też na plakacie mamy bohatera drugoplanowego, bo lepiej pokazać dwoje młodych ludzi, napisać "kręci", "podnieca" i przypiąć etykietkę sugerującą, że to mainstream typu "VCB". Dowcip polega na tym, że ten target po obejrzeniu tego filmu będzie mocno rozczarowany. Kiedy zobaczyłem plakaty i bannery w internecie, zacząłem się zastanawiać, co to za film i dlaczego zrezygnowano z "Whatever works" w Polsce. No ale cóż, to jest właśnie marketing w polskim wydaniu. Żenada.
Dla porównania plakat oryginalny
http://www.impawards.com/2009/posters/whatever_works.jpg
No ale przecież na film ze starym dziadem na plakacie fani VCB by nie poszli.
zgadzam się w 100%... nie rozumiem jak można "reklamować" Woody'ego Allena jako "twórcę Vicky Cristina Barcelona"! Nazwisko Allen mówi samo za siebie. Co do tytułu, to uważam, że ma się nijak do filmu. W Polsce zawsze trzeba kombinować z tłumaczeniem... A co do polskiego plakatu - brak słów...
fani Allena i tak zobaczą a, że młodzież zachęca się takimi metodami a nie innymi.....whatever works:) byle do kina przyszli. może później sięgną wczesniejsze filmy mistrza:). obrażanie się na sposób reklamy jest śmieszne...wg. ciebie lepiej by było gdyby na plakacie był David z podtytułem: film twórcy Annie Hall???? Wtedy by była żenada i super niska frekwencja......
"..próżno dopatrzeć się gdziekolwiek informacji o tym, że gra tam Larry David."
Nie dość , że nie ma go na plakacie , to jeszcze nie ma go w filmwebowym trailerze .
Promocja filmu , w stylu "skok na kasę fanów Zmierzchu" a później różni idio-ci/-tki piszą : "same dialogi ; brak akcji ; brak romansu" .
BTW . Allen to wg. mnie bardziej twórca Anie Hall , niż VCB ;)
"Po drugie, tytuł "Co nas kręci, co nas podnieca" (pierwotnie przetłumaczone na "Jak by nie było") - przypominam, że w samym filmie orygnalny tytuł "Whatever works" wypowiadany jest przynajmniej pięć razy i to przez różne osoby."
Dokladnie i przetlumaczono to, o ile sie nie myle bardzo zgrabnie,zgrabniej nawet,niz "Jakby nie bylo"..."Wszystko jedno"- i wlasnie taki powinien byc tytul...:)
Musze się z Tobą nie zgodzić co do tytułu. Jak już wspomniał jote, tekst ten pada kilka razy w filmie, lecz gdy postać w filmie mówi "Whatever works", nie jest to przecież tłumaczone na "Co nas kręci, co nas podnieca". Chodziło o to, aby bohaterowie wypowiadali treść tytułu.
Chyba nie zrozumiales/as;)
"Whatever works" wypowiadane w filmie kilka razy,o ile pamietam,przetlumaczono na "Wszystko jedno"...I brzmi to lepiej,niz "Jakby nie bylo" a oznacza to samo:)
Natomiast "Co nas kreci,co nas podnieca" to tytul wg.mnie beznadziejny:) Czy teraz wszystko jasne?:)
Masz rację. Źle zrozumiałem i zwracam honor. "Wszystko jedno" chyba by najbardziej pasowało.
Z resztą. Wszystko jedno ;)
Według mnie nie można tak stopniować i oceniać filmów w stylu: "VCB" jest mniej Allen'owski niż Annie Hall. Oba filmy to Woody Allen. Dlaczego wszyscy go tak szanują? Oto odpowiedź: Bo jest różnorodny, kocha kino i potrafi oddać to robiąc filmy inspirowane różnymi stylami, sięgając po noir, kryminał etc.
---------
A co do tłumaczenia i plakatu to po prostu komuś wiosna uderzyła do głowy i niech na drugi raz ludzi odpowiedzialni za takie "wtopy" przeczytają internet wzdłuż i wszerz wypełniony kontestacją tego rodzają marketingu.
Moim zdaniem zupełni wystarczyłoby napisać: "Whatever Works" Woody Allen - autor mówi sam za siebie i wszelkie próby "podpięcia" go do jakiegoś filmu typu: "autor VCB" są żenujące i mu uwłaczają.
Problem widzę w tym, że się niepotrzebnie czepiasz. To był żart i ironia to po pierwsze , a po drugie w dyskusji , gdzie każdy zna filmy Allena i gdzie VCB jest skrótem znanym dla wszystkich zadawanie takich pytań nie przystoi , to tak jakby jeden z członków platformy obywatelskiej na spotkaniu zapytał się co oznacza skrót PO. Pozdrawiam!:)
"(...) w dyskusji , gdzie każdy zna filmy Allena i gdzie VCB jest skrótem
znanym dla wszystkich zadawanie takich pytań nie przystoi"
A co to, cholera, klub wzajemnej adoracji? Nie widzę tu nigdzie napisu
"Osobom nieznającym wszystkich filmów Woody'ego Allena udzielanie się
wzbronione". Dlaczego z definicji każdy tu ma znać jego filmy? "Nie
przystoi", ja cię pędzę... Osobiście uwielbiam Woody'ego (czego nie mogę
powiedzieć o "Whatever Works"), ale nie wymagam tego od innych. :]
No i nikt w końcu nie napisał, więc piszę: "VCB" to poprzedni film Allena,
"Vicky Cristina Barcelona". :)
A PO oznacza oczywiście "przysposobienie obronne".
Przesada mówić, że czytając forum o filmie Allena należy znać wszystkie jego filmy, ale jeśli się czyta ten temat dokładnie od początku, ba, jeśli się chociaż przeczyta pierwszy post ze zrozumieniem, to można logicznie wywnioskować o co chodzi.
A przysposobienie obronne wychodzi z programu, teraz będzie edukacja dla bezpieczeństwa ;)
Boże... Tylko nie strzelaj.
Ja od Ciebie niczego nie wymagam.
Nie chodzi o znajomość wszystkich filmów.
Ja też Cię pędzę i na pewno nie adoruję Cię więc to nie jest klub wzajemnej
adoracji :P
Pozdrawiam!
Zgadzam się. Autor pomysłów promocji filmu w Polsce wydaje się jakby w ogóle go nie oglądał :/
szedłem zniechęcony na ten film po czytaniu tutejszych wpisów....ale film w kinie chłonąłem jak sucha gąbka wodę.....film uważam za znakomity prawie w każdym calu....oczywiście pod koniec trochę przewidywalny ale i tak świetny ....Allen jak najbardziej w formie....już mnie męczyły te ostatnie kryminały.....choć też dobre ale ciężkie i przygnębiające
Popieram całkowicie, to samo mnie uderzyło. A wszczególności to, ze filmu nie reklamowano jako nowego filmu Woody'ego Allen'a, a jako film twórcy "VCB". Takie podejście, moim zdaniem, obraża inteligencję widza. A sam film niekoniecznie jest adresowany do ludzi pragnących w kinie jedynie luźnej niezobowiązującej rozrywki. A jednak - sądząc po reakcji publiczności, z którą miałam przyjemność oglądac film - "zachęta" dystrybutora zadziałała właśnei na taki krąg odbiorców (których bawia przed wszystkim głośno wypowiadane przekleństwa i besztanie dzieci), nie wyłapujących niuansów w błyskotliwych dailogach. Oczywiście nie mam publiczności nic do zarzucenia, bo każdego co innego kręci i co innego podnieca ;), ale mam wrażenie, że zostali nieco oszukani.
A ja wyszłam z kina z poczuciem obejrzenia naprawdę dobrego filmu. Bo i rozrywka była, i temat do dyskusji i przemyśleń...
zgadzam się w zupełności. Oglądałam ten film już jakiś czas temu, lecz pod tytułem "Whatever works" ("Jak by nie było") i początkowo kiedy reklamowali ten film to myślałam, że to naprawdę jakiś nowy. Ale jeśli chodzi o mnie to prawdę mówiąc ta twórczość Allena nie zrobiła na mnie zbyt wielkiego wrażenia, lepsze rzeczy robił.
Właśnie chciałam napisać, że ostatnie filmy Allena są zupełnie inne niż te
poprzednie. Zaczęło się chyba od "Wszystko gra" i żaden następny film nie
jest podobny do tych starszych, a szkoda, bo bardzo lubiłam tego "typowego
Allena". W tym filmie zdziwiło mnie to, że główny bohater jakby gra rolę,
którą zwykle grywał Allen, a przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie.
Kolejna rzecz to zupełnie odmienne zakończenie. Wszyscy ze wszystkimi,
wspaniała, dobitnie dosłowna puenta, trochę jakby zbyt sielankowa, trochę
jakby zbyt odstająca od filmu, trochę zbyt wyszczególniona. Zastanawiam się
co się stało, że Allen nagle zaczął robić takie filmy i dlaczego w tym
filmie koniec jest taki... wyraźny i prostacko pogodny (absolutnie nie mam
tu na myśli, że mi się nie podobał albo że pogodny koniec jest zły) z
poradą wyłożoną jak kawa na ławę. Co go tak zmieniło? Wiecie może przy
okazji, czy planuje nakręcić jakiś kolejny? I macie z nim jakieś wywiady
(byłabym wdzięczna za linki)?
On ZAWSZE planuje nakręcić jakiś kolejny - i na szczęście nigdy nie każe
nam długo czekać. ;) Wywiadów udziela bardzo rzadko, ale przecież nawet tu
na Filmwebie jest informacja o tym, że kręci kolejny film.
Co do zakończenia "WW" - też mam podobne odczucia. :)
Mówię to znajomym od jakiegoś czasu. I jeszcze ten polski trailer, gdzie również nie ma głównego bohatera ;/
Każdy kto znał WA tylko z VCB - przy tej promocji, po obejrzeniu Whatever Works, nigdy już nie pójdzie na film Allena...
Miałam dokładnie takie same spostrzeżenia - patrzyłam na billboard na ulicy i zastanawiałam się o co chodzi????! Woody Allen jest marką samą w sobie i sprowadzanie go do autora jednego tytułu jest mocno nie na miejscu. W ogóle plakat jest dość dziwny - tytuł VCB bije po oczach, przez chwilę myślałam, że może Woody porwał się na drugą część;)
Ale efekt dystrybutor chyba osiągnął - znam osoby, które o istnieniu Allena nie miały pojęcia, a na "Co nas kręci co nas podnieca" (i ten tytuł- grrr) pobiegły przede mną. Co najważniejsze -wróciły dość zadowolone.... Kto wie, może takim trickiem dystrybutor poszerza horyzonty wielbicieli kina masowego -dystrybutor z misją i wizją;0)
Czy ja wiem... Ten film był inny niż jego poprzednie filmy, więc bardzo
możliwe, że jeśli ktoś kto idzie na film, głównie albo tylko dlatego, że ma
tytuł "Co nas kręci, co nas podnieca" i potem nawet sięgnie po jakiś
starszy film Woody'ego to nie spodoba mu się i nic nie poszerzy. Naprawdę
ostatnie filmy Allena są zupełnie inne...
Ale czy nie zaskoczył was sposób w jaki został spuentowany? Czy nie jest
dla was dziwne to jak zakończył ten film??
autor tematu powinien pod swoim tekstem napisać : źródło- ,,polityka", bo jego tekst żywcem zerżnięty jest tego tygodnika.
Szkoda, jednak nie odbiera to tej notatce statusu tautologii. Ja podpisuję się pod tym obiema rękami. Plakat, tytuł i sposób reklamowania filmu niemal mnie odstraszył. Oczywiście ostatnimi czasy Allen zaczął odchodzić od swoich dawnych szablonów i dobrze, bo wałkowanie żydów, masturbacji, nieudanych związków, seksu i psychologów nikomu nie wyszedłby na dobre. Jednak twierdzenie, że Anie Hall jest bardziej "allenowska" niż VCB jest tak niezaprzeczalnie absolutnie pewne, że aż nie warto podejmować dyskusji na ten temat. Tak samo faktem jest, że komentarze (które sam słyszałem) w stylu: "ale nudne, beznadziejne, nic się tam nie dzieje, tylko gadają" są owocem takiej polityki marketingowej. I powinno mnie to oburzać (bo film wybitny, genialny), a cieszy, bo potwirdza że Allen nie jest dla wszystkich. A ci dla któryh nie jest, coż... owsiki:) pzdr.
Również jestem zażenowana, ale wiadomym jest, że tu o przyciągnięcie rzesz widzów chodzi. Na żadnym z plakatów czy reklamówek nie ma zdjęcia głównego bohatera. Co by pary ochoczo wybierały się na seans w nadziei na romantyczny i zabawny "gniocik"? Allen reklamowany jako twórca "Vicky Christina, Barcelona" to już żenada... A tłumaczenie tytułu to juz wisienka na torcie :)
"Po pierwsze, "film twórcy Vicky Cristina Barcelona". " - to tak jak by powiedzieć że Hannibal to facet który kręcił się przy słoniach,Ghandi miał odstające uszy a Leonardo da Vinci całkiem zgrabnie szkicował ...no co...? to przecież wszystko prawda;)
"Dowcip polega na tym, że ten target po obejrzeniu tego filmu będzie mocno rozczarowany." no tak ,ale dopiero jak zapłaci za bilet ...tak więc dowcipniś choć toporny dopiął swego...;)
Przypomniał mi się ten stary dowcip (o matko, zaczynam jak Allen :P), w
którym dres pyta dresa, kto to jest Mozart, a tamten, że to ten gość, co
pisze zajebiste dzwonki na komórę.
"to tak jak by powiedzieć że Hannibal to facet który kręcił się przy
słoniach,Ghandi miał odstające uszy a Leonardo da Vinci całkiem zgrabnie
szkicował"
O, można by się pobawić i ukuć więcej tego typu "promocyjnych" haseł. :]
Np.: "Ludwig van Beethoven - twórca 'Dla Elizy'".
DOKŁADNIE !!
jak ja przeczytałam na plakacie '' twórcy Vicky christina barcelona'' to nie mogłam uwierzyc że nie napisali po prostu - WOODy'ego Allen'a !!
Przyłączam sie do głosu oburzenia podejściem dystrybutora. Powinien sprzedawać marchewkę a nie filmy.
Na bilboardach bardziej wyeksponowano tytuł VCB niz tego filmu, co mnie mocno na początku skołowało.
Oryginalny plakat nie pozostawia wątpliwości i jest o niebo ładniejszy, bo ten polski wygląda jak wycinanka przedszkolaka z daltonizmem.
pozdrawiam
VCB był przecież reklamowany jako film Woodiego Allena i odniósł komercyjny sukces, więc dlaczego nie można było zrobić tego tak samo? Może trochę przez brak gwiazd, bo nie było tu Cruz, Bardema, Johansson, dzięki którym sporo ludzi wybrało się do kina. Sukces dystrybutora można mierzyć tylko przez liczbę sprzedanych biletów, a fani Allena tak czy inaczej na film pójdą, więc "whatever works".
ejj wlasnie tak reklamuje sie innych, nieznanych tworcow- podajac inne tytuly filmu ale Woodiego chyba kazdy zna. bardzo mi sie podoba ORYGINALNY plakat i tytul oraz oczywiscie film, ktory widzialam 2 razy ;))
zgadzam się z jote. Na początku, gdy zobaczyłam plakat aż zdziwiłam się, że to film Allena bo plakat przypomina bardziej taki promujący jakąś zwykła komedię romantyczną, jeszcze tych dwoje ludzi i ten tytuł....Za to plakat oryginalny to już coś zupełnie innego ;) szkoda, że u nas nie mogą czasem po prostu przetłumaczyć tytułu, zamiast wymyślać nowy z reguły gorszy...
totalnie się z Tobą zgadzam. żenujące tanie chwyty polskich dystrybutorów, zero klasy. w końcu nie ma to jak sprzedający się seks ;/
Nie chcę wyjść na kogoś kto uważa się za lepszego, ale "Co wy?! Życia nie znacie?". Dziwicie się jakbyście urodzili się wczoraj. Wszystko was dziwi. Wyjaśnienie padło: CHODZI O KASĘ I ZACIĄGNIĘCIE DO KINA LUDZI, KTÓRZY ALLENA NIE ZNAJĄ. Filmy Allena się często nie zwracają. Chcecie, żeby dystrybutorzy przestali je kupować na nasz rynek, bo im się to nie opłaca czy może przebolejecie fakt reklam przeznaczonych do konkretnego odbiorcy, a w zamian będziecie mogli oglądać Allena w dużych kinach? Myślcie trochę naprawdę, bo to szkoda patrzeć jak tracicie czas i energię na narzekanie na dystrybutorów. Zostań dystrybutorem, tłumacz i reklamuj w duchu oryginału, na 90% pierwszy film Allena, który tak wypromujecie będzie waszym ostatnim wypromowanym w ogóle. Uff... koniec.
Ja słów "whatever works" wypowiadanych przez różnych bohaterów nie tłumaczyłbym na polski "jakby nie było" lub "wszystko jedno" tylko dosłownie wręcz "cokolwiek działa", "cokolwiek Cię kręci, rusza" ponieważ ważny jest też kontekst wypowiadanych słów a do niego właśnie takie tłumaczenie najlepiej pasuje. Kilka razy oglądałem ten film i bardzo irytowało mnie polskie tłumaczenie. Mogłoby być na dużo wyższym poziomie gdyż wiele się traci zwłaszcza w wersji z lektorem kiedy nie słychać dokładnie oryginalych kwestii.
Zgadzam się z Tobą tomislaf. Ja też bym przetłumaczyła to "whatever works" na cokolwiek działa. Oglądałam film z dość kiepskimi napisami i tak to sobie tłumaczyłam w myślach.
Kiedy Boris wypowiada te słowa na początku i na końcu filmu wyraźnie o takie znaczenie mu chodzi. Polski tytuł wcale nie jest taki zły, problem w tym że ludzie słysząc słowa 'kręci, podnieca" mają skojarzenia z seksem, którego nie ma w tym filmie zbyt wiele więc mogą się poczuć rozczarowani.