7,0 93 tys. ocen
7,0 10 1 92712
6,9 40 krytyków
Co nas kręci, co nas podnieca
powrót do forum filmu Co nas kręci, co nas podnieca

Na pierwszy rzut oka film wydał mi się wyjątkowo kiepski. Jednakże po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że Woody Allen chciał pokazać nam jak widzi teraz sprawy interesujące go w jego filmach z lat 70. Woody nie mógł zagrać Borisa. Postacie kreowane przez Allena w filmach takich jak Anne Hall, były naiwnym intelektualistami, dostrzegającymi paradoksy życia, jednakże wciąż wierzące w lepsze jutro. Pod grubą wartą żałości życia ukrywała się głęboko skrywana nadzieja. Humor był cierpki, ale wyrafinowany. "Humor" Borisa jest agresywny, opresyjny oraz chamski. Boris nie ma już zamiaru dyskutować, popisywać się inteligencją. Mówi to, co chciałoby powiedzieć wielu ludzi wybijających się z tłumu "normalnych" osób : jesteście idiotami, jestem mizantropem, mierzi mnie wasza głupota. On już nie ma ochoty na udawanie, skrywanie swoich prawdziwych odczuć pod płaszczem ironii. Kolejna różnica: dyskusje ze znajomymi. W manhattańskich filmach Woodiego, wiele razy mogliśmy się przesłuchiwać naprawdę ciekawym intelektualnym dysputom. Tutaj tego nie ma, Boris po prostu obraża, wyraża swoją niechęć i zniechęcenie. Allen zwraca uwagę na tą przerażającą "wszystko jedność". On widzi szerszą perspektywę, ale co z tego? Świat się od tego nie zmieni, ludzie pozostaną sobą, a na jego filmy przychodzą zjadacze popcornu uważające je za zwykłą humoreskę. Jemu już jest wszystko jedno. Wszystko w świecie Co nas kręci... jest przerażająco puste. Bohaterom jest wszystko jedno, bez różnicy jest z kim są, po prostu życie jakoś się toczy dalej, można iść na rower i jarmark. Kogo tam obchodzą jakieś dyskusje na temat świata, skoro najbardziej interesuje nas własne poletko. Film jest zaskakująco prosty, przewidywalny, czasami banalny i jest to smutna obserwacja na temat życia. Przyjaciele nie chcą słuchać wywodów Borisa, on nie zmieni świata, a wszystko byle jak będzie kręcić się dalej. To niesamowicie smutna i przygnębiająca wizja świata i boję się, że Allenowi też jest już wszystko jedno.

ocenił(a) film na 7
eden_paradise

Ciekawe spostrzeżenia. :) I zapewne w dużej mierze trafne... Choć dotyczą moim zdaniem wyłącznie początku filmu.

Dla mnie wnioski z "Whatever works" to powrót do refleksji Allena kończącej "Annie Hall". Liczą się tylko związki. Czasem są fajne, czasem mniej, a wciąż się w nie bawimy... dlatego, że istniejemy tylko na moment, tylko jako cząstki układu. Życie jest bez sensu, no bo umrzemy (not now... eventually!), ludzie się nie zmienią - zawsze będą zadziwiać głupotą...

A jednak... :) ci dziwni, głupi, obcy ludzie, przybysze z prowicji, czciciele relikwii, zjadacze rogali, uzależnieni od gry w pasjansa-pająka, dziwnoocy żółtozębni, brzydkopalcy grubokościści, fetszyści stóp, pryszczaci, wierni widzowie talk-showów... sprawiają, że jest fajnie. :) Na takich, co to z nimi (choćby tylko na moment) zatrybi, warto czekac; dla nich i dla celu, jakim jest owo zatrybienie, warto zapomnieć o swoich przekonaniach, oczekiwaniach, wyobrażeniach, poglądach, wieku, statusie, perspektywach, guscie i religii...

Boris w pewnym momencie odkrywa, że jest fajnie. Mimo wszystko! :) Ten film jest optymistyczny. :) Pozdrawiam!

ocenił(a) film na 9
khedes_ona

fajny film, lubię taki humor:) nie chcę mi się rozpisywać, poprostu mi się podoba:)