Jak myślicie, czy polskie oficjalne tłumaczenie "Whatever works" jako "Co nas kręci, co nas podnieca" jest wystarczająco fatalne, tragiczne i beznadziejne, żeby konkurować z "klasyką gatunku", czyli "Elektronicznym mordercą" i "Wirującym seksem"? Zauważyłem, że w sieci funkcjonuje tłumaczenie alternatywne: "Jakby nie było". To też rzadko spotykany wyraz "uznania" dla dystrybutora filmu, odpowiedzialnego za tłumaczenie tytułu.
Wydaje mi się, że może śmiało konkurować, ba, może się nawet bić o pierwsze miejsce z 'Elektronicznym mordercą'. Jak spojrzę na to nasze tłumaczenie, to jeszcze dostaję drgawek, a myślałam, że już zdążyłam się z nim jakoś oswoić.
jedyne co w tym filmie kręci i podnieca to Henry Cavill, może o niego chodziło tłumaczowi.
Polski tytuł to tragedia. Nie ma prawie nic wspólnego z filmem. Z kosmosu go chyba wytrzasnęli.
kolejny znawca kina ktory nie wie ze tytulow sie nie tlumaczy tylko sie je wymysla
Bardzo ciekawa koncepcja - wynika z niej, że np. "Star Wars" to "Gwiezdne Wojny" a "The Green Mile" to "Zielona mila" jedynie z powodu braku wyobraźni polskich dystrybutorów - którzy nie potrafili "wymyślić" nic innego niż odpowiednik oryginału.
dokladnie, taki dwa slowa przetlumaczy i pieniądze weźmie, zero kreatywności, okropność.
Powinni z urzędu karać tych dystrybutorów tłumaczy-poprawiaczy. W końcu film to całość a tytuł jest jego integralną częścią. Takie wymyślanie własnych koncepcji na tytuł to zbrodnia! Skoro twórca opatrzył film tytułem takim a nie innym to należałoby go dosłownie przetłumaczyć a nie podawać widzom swoje własne wersje. Zbrodnia przeciwko sztuce.
Plakat i opakowanie płyty też były "wybitne"
Allen dobrze zrobił wracając na Manhatan
Tragedia z tym tytułem. Juz mogli wogole darowac sobie to tlumaczenie i zostawic oryginal. Polski tytul jednak sciagnal do kin sporo ludzi, ktorzy pozniej zalowali wydanej kasy bo liczyli na cos innego. Allen sam przyznaje, ze jego filmy ciezko sprzedac. To specyficzne kino naszpikowane dlugimi i blyskotliwymi dialogami, a ludzie raczej wola w kinie ogladac niz czytac..
Zdecydowanie polskie tłumaczenie tytułu było obliczone przez dystrybutora na wabik dla widzów. Słowo "podnieca" wybitnie jednoznacznie wpływa na wyobraźnię pospolitego widza i pozytywnie podkręca sprzedaż biletów. Manipulowanie odbiorcą i tyle. Ale druga sprawa, że ten kto zna chociaż pobieżnie twórczość Allena nie jest w stanie dać się nabrać na manipulacje. Z góry wiadomo czego można się po jego filmach spodziewać. Jest wybitny.
Taaa...tytuł, żeby więcej osób zobaczyło film, i nieważne, że nie ma nic wspólnego z filmem ; / Plakaty polskie zresztą tak samo. Głównego bohatera filmu na nich nie ma, za to jest facet, który pojawia się w kilku krótkich scenach. Pewnie dlatego, żeby ludzie nastawili się na historię- dziewczyna poznaje chłopaka i przez cały film obserwujemy ich drogę ku wspólnemu życiu ;] A potem się dziwić, że film ma tak niską ocenę, bo ludzie "się zawiedli"...
rzeczywiście polski tytuł wymyślił jakiś geniusz klasy "Elektronicznego mordercy"
nie ma złego na dobrego, przecież jest możliwość posługiwania się tłumaczem googola...bo jak można byłoby interpretować przetłumaczone "bez względu na prace" ?
Jeśli już, to "cokolwiek zadziała", ale "whatever works" to idiom, któremu najbliższe jest: "jakby nie było"
teraz tylko myśleć co autor miał na myśli, interpretując najbliższą wersję idiomu "whatever works"... a filmu już dawno nie powtarzali
Moim zdaniem chodzi o to, by nie oceniać zbyt krytycznie wyborów innych ludzi (i motywów tych wyborów również), by nie silić się na strażnika moralności, by nie pouczać tych innych, jak powinni postępować i jak się zachowywać. Przyjąć postawę, że jeśli dzięki tym swoim wyborom są szczęśliwi albo przynajmniej ich życia mają jakiś swój sens to znaczy, że te ich wybory i motywy są dobre.
Innymi słowy: dobre jest wszystko, co zadziała.
Cokolwiek zadziała. Whatever works.
Jakby nie było - zadziałało.
A film przypomniałem sobie wczoraj wieczorem i nie był to czas stracony.
Mam nadzieję, że pomogłem