Jak na Allena to ten film jest mega porażką. Niestety czarna seria i niemoc twórcza trwa,
więc dostaliśmy kolejny żenujący film. Niby jest to komedia, ale tak naprawdę nie ma w
niej żadnego zabawnego momentu (no chyba, że kogoś bawi śpiewanie "Happy birthday"
przy myciu rąk, bądź też człowiek który nagle odkrywa że jest gejem. Do tego tragiczne
aktorstwo zarówno Larrego Davida (Boris) jak i Evan Rachel Wood (Melody).
Zupełnie się nie mogę zgodzić. Evan była świetna (zresztą wiekszość jej ról to perełki). A satyra amerykańskiego, południowego społeczeństwa, a zarazem spojrzenie z dystansu na Nowy Jork jako genius loci zmieniający, przeobrażający istnienia przybyłe do tego miasta w spełnione i świadome. Może nie jest to genialny film, ale świetnie skomponowany z wartką akcjią i allenowskimi dialogami.
A i PS. nerwica natręctw i hipochondria - rewelacyjnie ukazana.
A i czym jest "czarna seria"?
Są gusta i guściki. Evan świetnie to by się sprawdziła w serii na poziomie American Pie.
Czarna seria to dla mnie po kolei scoop, sen kasandry, vicky cristina i teraz to coś.
Ja tam się śmiałem jak dawno, ten humor wymaga od odbiorcy inteligencji,inaczej rzeczywiście nic śmiesznego. Ciekawe po co się katujesz kolejnym filmem reżysera którego nie lubisz?Scoop to rewelacyjny film,wielowymiarowy,Vicky taki sobie ale dało się oglądnąć.