Remake filmu ,,The She-Creature''. Chociaż nie widziałem oryginału, to mogę się założyć, że starsza wersja musi być lepsza, ponieważ tak pokraczny film, jak ten, ciężko przebić miernotą.
Otóż nudna fabułka o hipnotyzerze, czy czarowniku, czy kim to on tam nie był, który wskrzesił kreaturę zniszczenia ( ale wymowna nazwa) aby ta człapała po krzakach, nie niesie ze sobą żadnych emocji tylko zniecierpliwienie. Nie dość, że nakręcone to zostało za parę centów, to jeszcze żaden z członków ekipy filmowej nie miał pojęcia co robi. Na początku mamy jedną ze scen końcowych, nie wiadomo po co, bo na koniec filmu jest ta sama. Twórcą nawet nie chciało się przejść wzdłuż wybrzeża ( kreatura rozpierduchy wyłazi z wody) aby znaleźć jakieś plenery, tylko zmontowali parę tych samych ujęć. Przy okazji mamy w filmie też element musicalowy. Albo jak chłoptaś nie przygrywa na gitarce i rozkręca imprezę, to w innej części filmu, zespół muzyczny wykonuje utwór o Batmanie ( tak tym z Gotham City).. No i na koniec kilka słów o tytułowej maszkarze demolki. Facet w przebrani nie dostałby nawet nagrody na mocno zakrapianym wódką, balu przebierańców.
Beznadziejna produkcja, nie warto nawet jak się jest zagorzałym fanem monster movies.