Nie wiem kim jest Dean Wright, czemu postawiono go na czele tego projektu i dlaczego postanowił zniszczyć Meksykanom wdzięczny temat.
Montaż jest tak fatalnie sknocony, że aż zęby bolą. Realizacja scen dynamicznych wygląda jakby reżyser szarpał się z operatorem o kamerę, a na pewno narzucał mu swój punkt widzenia - niestety całkiem chybiony. Kluczowe sceny przypominają staranie się o dziecko, jest dobrze..jest bardzo dobrze..aż tu drzwi otwiera teściowa.
Gdyby ten film widział Sergio Leone to popełniłby samobójstwo dusząc się ugotowanym spaghetti.
I tylko aktorów żal, chyba są najjaśniejszą stroną tego filmu.