Odniosłem wrażenie, że film został mocno skrócony i zrobiony po łebkach. 
Uwagi: 
- czemu prezydent Meksyku rozpoczął represje wobec kościoła? Jeśli dlatego że kościół nie pochwalał jego polityki, to pytanie dlaczego kościół jego nie pochwalał (zanim jeszcze rozpoczęły się te wszystkie represje)? 
- film nie trzyma atmosfery, świetna zrobiona atmosfera jest np. w niektórych filmach na podstawie książek Stephana Kinga, gdzie przez pierwsze 90 min nie dzieje się nic, poznajemy ludzi, miasteczko, ich małe problemy - zdążymy polubić tamtejszych ludzi po to aby w drugiej połowie filmu doznać szoku jak spotyka ich jakaś tragedia. W Cristiadzie nie ma tego, nie mal na początku filmu dochodzi do zabijania się nawzajem. Ludzka śmierć to duża tragedia dla bliskich, w tym filmie nie dało się tego odczuć. 
- nie potrzebna eskalacja historii tego małego chłopca, kiedy dookoła panuje śmierć, giną dziesiątki tysięcy ludzi to skupianie się na takiej historii jest dosyć naiwne 
- przedstawienie ambasadora USA jako "czułego" człowieka, chociaż prawdą było że traktują Oni Meksyk jako dojną krowę 
- mało autentyczny, mimo że w tym jest ziarno historii
Poza słabą konstrukcją klimatu, postaci i zdarzeń, film 'zachwycił' mnie płytkością przekazu, Enrique Gorostieta - zadeklarowany ateista bredzący bez przerwy niczym fanatyk religijny, El Catorce - 'honorowy' żołdak, darujący przeciwnikowi życie a następnie kiedy ten się oddala strzela mu w plecy, José Reyes Vega - ksiądz pod którego dowództwem spalono żywcem cywilów w wagonie pociągowym (choć on rzekomo był przekonany że pociąg jest pusty...) 
Przerysowanie postaci, podkreślenie składu drużyn na tych 'dobrych' i tych 'złych' poprzez jednoznaczne zachowania (ci dobrzy czynią tak bo zmusza ich do tego sytuacja, z resztą film pokazuje dokładnie dlaczego tak robią - to forma rewanżu i walki o swoje) ogląda się niczym produkcje Marvela gdzie rozróżnienie dobrych od złych nie jest trudne. 
Obraz pogrywa na najniższych emocjach, mało wymagający widz będzie zaiste usatysfakcjonowany ponieważ wydarzenia ukazane w tak sugestywny sposób manipulują wrażeniem odbiorcy, dlatego pod tym względem można to 'dzieło' zaliczyć do treści propagandowych, które w prosty sposób mają wzbudzić w widzu pożądane emocje, czytając 'peany' adresowane filmowi przez zachwyconych widzów można stwierdzić iż twórcom udał się ten socjotechniczny zabieg. Nie ma się też czemu dziwić, dzisiejszy konsument nie jest wymagający intelektualnie i lubi jak wygodnie zostanie mu wszystko podane, on tylko skonsumuje a refleksje pozostawi w formie soczystego bąka.
No to widzę, że nie uwzględniłeś na jaki film poszedłeś. To nie meksykański western gdzie tylko dużo strzela się, czy film psychologiczny, w którym trzeba tworzyć atmosferę, by potem ją wykorzystać do np. zszokowania widza. Cristiada to film historyczno-religijny (albo jak napisał ten portal - dramat historyczny). I tak odpowiadając na Twoje wątpliwości: 
1. dlaczego prezydent Meksyku rozpoczął represje wobec Kościoła? Bo był masonem i przyjął wybitnie antyreligijną postawę. Gorostieta też ponoć był masonem, ale jak widać z filmu (i tego jak zachowywał się naprawdę w życiu - relacje rodziny znaleźć można nawet w necie) jego postawa wobec religii była inna - niezaangażowany z uznaniem praw do swobodnego wyznawania. Calles był inny (Gorostieta chyba nawet określa go w filmie jako głupca), ale czy mało jest głupców antyreligijnych choćby na tym forum? Głupich nie sieją. 
2. porównywanie Cristiady do twórczości Kinga? Sorry, równie dobrze można byłoby zarzucić, że sceny masakry wiernych były mało realistyczne, np. w porównaniu do Teksańskiej masakry piłą mechaniczną :). Nie porównuj dwóch różnych gatunków filmowych.
3. Przedstawienie ambasadora jako czułego człowieka?. Nie zwróciłeś uwagi na wszystkie sceny z ambasadorem. Są sceny, gdzie pokazano go jako przebiegłego dyplomatę - myśli o uspokojeniu w Meksyku, by kapitał mógł prowadzić interesy (scena romów z Calles'em). Ponadto proponuje dostawy broni dla Calles'a (samoloty, ckm-y) za odstąpienie od ograniczenia koncesji dla firm amerykańskich na wydobycie ropy (scena z innej rozmowy z Calles'em). Są też takie sceny owszem, gdzie widać, że przeżywa wewnętrznie okrutne represje wobec powstańców (scena w pociągu), ale kto normalny mógłby przejść wobec nich obojętnie. Zatem uważam, że reżyser ciekawie i niejednoznacznie przedstawił postać i rolę ambasadora USA w całym konflikcie.