Mimo dobrej obsady i ciekawego tematu, zabrakło moim zdaniem dobrej reżyserii. Ale obejrzeć 
można. 
Najistotniejsza w tym filmie nie jest sama historia, ale fakt, że w XX wieku jeszcze mordowano za 
wiarę (bo to nie sam Calles ich zabijał). Nie w mrocznych, zamierzchłych wiekach, ale w "naszych 
czasach". 
Co gorsze to nasilają się ruchy tak wielkiej nienawiści do wiary (nie tylko chrześcijańskiej), że 
niewiele brakuje żeby zwykli ludzie mordowali innych, tylko za to, że w coś tam sobie wierzą. 
I to moim zdaniem jest ten rzeczywisty ciemnogród. Ci lansujący się na oświeconych, ale 
pałających pierwotną nienawiścią do innych są najgorszą kołtunerią.
Poczytaj Sołżenicyna "Archipelag Gułag" i Warłama Szałamowa "Opowiadania kołymskie" albo z lżejszej lektury Koestler, Ciemność w południe. Moze się to okazac dla Ciebie intresujące, sądzę, że nie znasz tej literatury. Mam rację?
Gułag czytałem. Nie wiem tylko czy Cię dobrze rozumiem. Mój poprzedni wpis może zabrzmiał zbyt agresywnie, ale chodziło mi o to, że niezależnie od tego jaką ideologią jest tłumaczona irracjonalna agresja wobec innych, to ZAWSZE winni są Ci którzy ją czynią. I to najgorsze jej wydanie, kiedy rodak morduje rodaka.
Mam identyczne spostrzeżenia. Temat zupełnie nieznany i to mocno zaskakuje, podobnie jak nieobecność nazwiska "Pilecki" w nauczaniu historii w wielu szkołach. Konwencja filmu zupełnie jednak do mnie nie przemawia. Postacie w większości jednowymiarowe. Nie dokonuje się w nich psychologicznie nic skomplikowanego. W nieustannych strzelaninach niekiedy brakuje sensu. Innym tematem są potwornie niskie oceny w opiniotwórczych magazynach. W piątkowym (27.04) "Co jest grane" Springbreakers oceniono na 5/6 jako film trafnie oddający problemy nastolatków. Cristiada i Układ zamknięty otrzymały 2/6, a głównym zarzutem było to, że to filmy publicystyczne i tendencyjne. Powala mnie taka recenzja. To, że się nie zgadzamy z jakąś wizją ukazywania rzeczywistości lub nie znajdujemy w niej nic wartościowego, nie zwalnia nas od tego, by chociaż nie przyznać, że tematyka jest ważna, dotychczas nieporuszana, a więc już sama innowacyjność zasługuje na uwagę. Ale widocznie tendencji i publicystyki nie ma chociażby w Pokłosiu... Podsumowując, mimo że Cristiada mnie nie zachwyciła, to ze względu na poruszaną tematykę, film zasługuje na obejrzenie.
Z tą jednowymiarowością postaci to pozwolę nie zgodzić się: 
1. występują postaci, które trudno jednoznacznie określić (ambasador USA, z jednej strony dąży do ugody, przejmuje go terror Calles'a - scena w pociągu, ale z drugiej to wyrafinowany polityk, gotowy za koncesje na ropę sprzedać Calles'owi broń do walki z powstańcami - samoloty i ckm-y podobnie Padrino Jose), 
2. występują postaci, które w trakcie filmu przeobrażają się (Gorostieta - z laika w wierzącego, Catorce - z awanturnika w zaangażowanego cristero, a z drugiej strony: dowódca policji - z uśmiechniętego służbisty z pierwszej sceny filmu w sadystę). 
3. obie główne postaci, rywale polityczni: Calles i Gorostieta, w filmie przedstawieni są bardzo niejednoznacznie. W działaniu Calles'a oprócz terroru i czasem morderczej bezwzględności ukazana jest jednak jego troska o interes narodowy Meksyku (zabranie koncesji Amerykanom) oraz duma z bycia Meksykaninem (scena z przyjęcia ambasadora USA). Podobnie Gorostieta - oprócz pięknej przemiany duchowej reżyser ukazał też, że walczył w sumie za pieniądze, o prestiż, buntuje się przeciw ugodzie.
Rzeczywiście, trudno się nie zgodzić z tym, co napisałeś. Mimo to, są to dla mnie zbyt mało wyraziste rysy. A można było wiele scen westernowych zastąpić bogatszym zarysowaniem postaci. W ambasadorze USA tych rysów "przejęcia się" w ogóle nie kupuję. O wcześniejszej laickości Gorostiety też nic nie wiem. To są przemiany pobożnożyczeniowe, a nie nakreślone przed widzem. Ale to są rzeczywiście kwestie drugorzędną w kontekście wagi tematu. Dyskusję kończę i gratuluję całkiem udanych spostrzeżeń.
Gdybyś jednak jeszcze tu zaglądnął :) 
1. Zastąpić sceny westernowe? Tylko nie to!!!! Mieszanka westernu (meksykańskiego) z filmem religijnym jak dla mnie była przeurocza. Uważam to za jeden z ciekawszych walorów filmu. To takie moje zdanie tylko. 
2. Nie kupujesz "przejęcia się" ambasadora USA? Ja trochę też :). Dla mnie też ta scena (z pociągu) była nieprzekonująca, ale była w filmie. 
3. Wcześniejsza laickość Gorostiety? Wiele scen o tym mówi np.: pierwsza rozmowa Gorostiety z żoną przed kościołem, scena (gdy już jest dowódcą cristeros) w czasie nabożeństwa - cristeros modlą się, a Gorostieta w tym czasie wygrzewa się w oddali i pali cygaro, kilkukrotnie też inni bohaterowie filmu w trakcie rozmowy wspominają o braku wiary Gorostiety.
1 - zgadzam się 
2 - bez większego znaczenia 
3 - zgadzam się. 
Utrzymuję, że całości zabrakło jedynie dobrego reżysera.
Własnie każda religia czuje potrzebę ekspansji. Nie słyszałem w życiu większej bzdury, że ktoś chce Cię zabić tylko za to, że w coś tam sobie wierzysz. Muzułmańskie państwa wyznaniowe i pozycja KK i kleru w Polsce to jest niewinna postawa ludzi, którzy w coś tam sobie wierzą?
Ja obrońcą kleru nie jestem (wiele rzeczy mi się nie podoba), napisałem jednak o czym innym. 
Jak jakiś człowiek jest jakimś tam praktykującym wierzącym, to wiele osób chciałoby takiego człowieka wdeptać w ziemię (tak, wiem, że z ich strony też jest wielu agresywnych niby-wierzcych). 
Sam nie zajmuję tu stanowiska. 
Chodzi mi tylko o to, że doszliśmy do takich czasów, że zarówno wśród "wierzących" trafimy na agresywnych debili, ale niestety "po drugiej stronie" tych agresywnych debili nie brakuje. Atakujących wszystko co tylko możliwe. Nie to co złe, ale wszystko co tylko związane z kościołem, czy wiarą. 
O tym tylko napisałem, że to jest straszne. Jakby wracały czasy średniowecza. 
"Jak nie jesteś z nami, to nie ważne czy ogólnie jesteś OK, trzeba Cię zniszczyć". 
Taki postęp w stronę prtymitywizmu.
Nie zgadzam się z taką tezą. Agresja wobec osób wierzących wynika ze skojarzenia ich z religiami zawłaszczającym i ich złymi uczynkami. Zwróć uwagę, że jeśli ktoś by tylko wierzył, nie musiałby tego nadmiernie demonstrować. W ewangelii jest napisane, że Boga należy czcić w duchu i w prawdzie. Jeśli tylko praktyka ludzi wierzących spełniała ten warunek na pewno nie wywoływałaby agresji. Po prostu jeśli zachowywaliby się według zasad swojej wiary, wówczas mógłby jakiś laik spytać "Co Tobą kieruje? Widzę w Tobie, że jesteś inny od wszystkich, spokojny i wpatrzony gdzieś tam daleko poza to nasze marne życie."
Ale to ich sprawa tak? 
Nam, (tzn. moim zdaniem normalnym ludziom), powinno to zwisać czy robią coś dokładnie w/g ich wiary czy to kaleczą, to jest "ich broszka". Tak samo jak jakieś parady gejowskie. Ja tego nie pochwalam, ale uznaję, że to ich prywatna sprawa. Oczywiście do momentu aż zaczynają ładować się w moje życie (tak samo z resztą jakby mi z wiarą się ładowali i kazali np. nauczać moje dzieci wbrew mojej woli).
Pisząc to co napisałem maiłem w domyśle, że wcale tak nie jest. Religie są ekspansywne, chcą wszędzie zaznaczać swoją dominację. Dobry przykład poruszyłeś jakim jest nauka religii katolickiej w szkołach i absurd wciągania oceny z religii do średniej. Myślisz, że łatwo jest wybrać zajęcia z etyki w małej wiejskiej szkole?
Tu się zgadzam w 100%. 
Ja jednak ciągle mówię o czym innym. O traktowaniu jednego człowieka przez drugiego w kontekście tego, że jeden z nich przyznaje się do jakiegoś wyznania. To jest chore. Z resztą nie tylko to. W ogóle zbyt łatwo i zbyt chętnie znajdujemy powody do nienawiści innych. W tym sensie się cofamy w rozwoju... Moim zdaniem.
Z jednej strony - absurd. Z drugiej jednak ... czy wciąganie oceny z etyki do średniej jest rozsądne? Ocena ze sprawowania chyba jest wciągana. Dlaczego nie brać do średniej oceny z etyki ? Brać. A skoro religia i etyka są przedmiotami zamiennymi, to dlaczego miałoby się dyskryminować jeden z dwóch alternatywnych przedmiotów? To, co napisałem powyżej gra na plus dla religii w szkołach. To co powiem poniżej ... już nie. Pamiętam, jak wprowadzano religię w szkołach na początku lat 90-tych. Byłem wtedy "za". Uważałem, że po latach dyktatury ideologii laickiej będzie to powrót do normalności. Pamiętam jak podnoszone (populistycznie, czy realnie) przez lewicę zastrzeżenia odnośnie nauczania religii w szkole były uspokajane. Wypracowany consensus miał opierać się na następujących zasadach: 
1. Miała być jedna lekcja religii w tygodniu, 
2. Lekcja religii miała być albo pierwsza albo ostatnia w danym dniu. 
3. Prowadzący lekcje (katecheci lub księża) nie mieli być opłacani z kasy publicznej. 
4. Ocena z religii nie miała być ujawniana na świadectwie (miało być osobne świadectwo z religii). 
Co zostało z tych obietnic po 20 latach ewoluowania? Nic. To smutne. Smutne, bo jątrzy dziś społeczeństwo. Nie zapewnia długotrwałego consensusu w tak ważnej dla społeczeństwa kwestii wyznaniowej. Dla przykładu - wypracowany przed prawie 20 laty consensus w sprawie aborcji trwa do dziś. Nie jątrzy (poza głupowatymi wybrykami) społeczeństwa. Jest trudny, nie zadowala do końca żadnej ze stron, ale jest i trwa niezmiennie od prawie 20-lat i sądzę, że ludzie naprawdę trzeźwo i rozsądnie myślący o racji polskiego społeczeństwa wciąż podpisują się pod tym kompromisem. Wydaje mi się, że kompromisu w sprawie nauczania religii w szkole nie udało się w tym czasie wypracować i winę za to ponosi niestety chyba głównie pazerność nauczających.
1. Miała być jedna lekcja religii w tygodniu, 
2. Lekcja religii miała być albo pierwsza albo ostatnia w danym dniu. 
3. Prowadzący lekcje (katecheci lub księża) nie mieli być opłacani z kasy publicznej. 
4. Ocena z religii nie miała być ujawniana na świadectwie (miało być osobne świadectwo z religii). 
I tak miało zostać! 
I z tym powinniśmy walczyć (m.in.), nie z całym kościołem i wszystkimi wierzącymi. Tak samo jak z nieuczciwymi politykami, nie całą polityką, głupimi nauczycielami, nie wszystkimi jak leci, itd, itp!
Moim zdaniem nie powinna być wciągana ani etyka ani religia. Jednak rozumujesz od strony kaczej pupy rozważając najpierw czy powinna być wciągana etyka, a skoro tak, to także religia. Etyka została wprowadzona jako ekwiwalent religii dla niewierzących, ale także po to, aby młodzież z lenistwa nie rezygnowała z religii. Większość przedmiotów ocenia wiedzę lub umiejętności. Wydaje mi się groteskowe odnoszenie tego do religii. 
 
Przykładowe pytania testowe: 
 
Jezus umarł: 
a) W kamiennej grocie 
b) Przez ukamienowanie 
c) Na krzyżu 
d) Nie umarł - żyje ciągle pośród nas 
 
Modląc się 
a) unikam lubieżnych myśli 
b) zwracam się do Boga z prośbą o pieniądze 
c) rozmawiam z Bogiem 
d) muszę klęczeć
Hm. Ja nie widzę nic złego w powyższych pytaniach. Przeczytałem je jeszcze raz i ... to samo. Może tylko fakt, że mają one pierwiastek religijny przeszkadza Ci. Zastanów się nad tym. A gdyby pytania brzmiały: 
1. Diogenes mieszkał: 
a) W kamiennej grocie 
b) W jamie w ziemi 
c) W beczce 
d) Nie żył - to postać fikcyjna 
2. Pracując: 
a) wykonuję cudze polecenia 
b) zdobywam pieniądze 
c) samorealizuję się życiowo 
d) męczę się 
byłoby OK? Twoje i moje pytania tak naprawdę są identyczne (to oczywiście uproszczenie) ale dotyczą innych płaszczyzn aktywności człowieka. Żadnej z nich nie można deprecjonować. Każdą z nich należy uszanować bez względu na nasze bieżące przekonania. Specjalnie użyłem określenia bieżące, bo nasze poglądy w czasie życia też ewoluują (tylko krowa nie zmienia poglądów :)).
Widzisz jaki z Ciebie faryzeusz. Prawisz, prawisz, ale brak Ci chrześcijańskiego podejścia i wymawiasz kolesiowi wykształcenie, wywyższasz się, nie potrafisz się przyznać do błędu. Pytanie nie są identyczne. Twoje dotyczą a) legend greckich uważanych za legendy b) subiektywnej oceny pracy. Jednak ja zwarłem pewien haczyk, który połknąłeś. W teście należy określić czy jest on pojedynczego czy wielokrotnego wyboru.
Potwierdzasz, że interesuje Ciebie wyłącznie przekazywanie innym swoich przemyśleń, takie "filozofowanie" bez wsłuchiwania się w racje innych. Potwierdzasz, że "wojujący laicy" rozumieją tylko argument pięści. Dostajecie, co chcecie. Zachęcasz do wyszydzania Twoich poglądów i podawanych przykładów niż rzeczowej dyskusji. Ale tego chyba uczą wyłącznie na kierunkach humanistycznych, którymi gardzisz, ha,ha. Ubaw po pachy - "nieproduktywne i niepotrzebne społeczeństwu", tak napisałeś ? Może rozwiniesz ten temat. Będzie ciekawiej.
Poszukaj "dobry dzień na szmacenie humanistów". W skrócie : mało kto w naturalny sposób potrzebuje usług humanistów. Normalny człowiek potrzebuje mieszkania (usługi budowlane), samochodu (mechanicy samochodowi), telefonu (elektronika), środków czystości (chemik), rura w kiblu przecieka (hydraulik), żeby bolą (dentysta), dziecko chore (lekarz), jeść (rolnik, przetwórca, sklep) itd. Za te rzeczy ludzie sami chcą płacić. Natomiast nie spotkałem kogoś kto by chciał płacić historykowi, socjologowi, politologowi i całej masie innych absolwentów kierunków humanistycznych. Znajduję jedynie prace jako nauczyciele, ale to jest ustawowo wdrożone, ludzie za to nie płacą sami.
Właśnie kupiłem i czytam książkę "Churchill, Hitler i niepotrzebna wojna". Bardzo dobra, choć kontrowersyjna pozycja. Dałem zarobić historykowi (który ją napisał) i pewnie licznemu gronu różnych humanistów (choćby korekta językowa). Wielu moich znajomych w różny sposób dobrowolnie "płaci historykom, socjologom, politologom itp. Radzę zatem zmienić znajomych, bo osoby, które znasz znajdują się na samym dole piramidy potrzeb. Eh, ateiści. Tylko Wam żarcie i dziwki w głowie, he, he.
Bardzo się cieszę. że Twój tytuł naukowy i wiedza powodują, że obracasz się w wyższych sferach. Ja bym chętnie zapłacił muzykowi, np. skrzypkowi, żeby mi zagrał np. na urodziny, ale mnie nie stać. Cóż po prostu społeczeństwa na dorobku nie stać na tak wyszukane potrzeby. Jak bym miał trochę wolnej kasy to bym wolał zatankować i zobaczyć trochę świata anie kupować książki o Hitlerze. BTW bardzo nie lubię osób o takich zainteresowaniach zdradzających ukryte w psychice perwersje.
1. Zatem problem jaki masz ze stosunkiem do zawodów humanistycznych jest natury materialnej, a nie "filozoficznej". Ze swojej "potrzeby chwili" próbujesz zrobić teorię o nieprzydatności humanistów na tym bożym świecie. Są potrzebni jak widać. Zgodzę się z Tobą, że być może jest ich zbyt wielu. 
2. Końcówką postu jednak pojechałeś po bandzie. Zainteresowania historią najnowszą Europy, to żadna perwersja (ani jawna ani ukryta) :). Daje wiedzę, a wiedza jest wartością samą w sobie (tak wielokrotnie powtarzam moim dzieciom). Ja dodatkowo tę wiedzę przekułem na papierek, który dał mi wolny wstęp na kilka kierunków studiów. 
3. Ponadto, gdybyś przeczytał tę książkę, uznałbyś, że żadnej perwersji tam nie ma (trochę faktów, trochę interpretacji, trochę "political fiction"). Mógłbyś prowadzić merytoryczną dyskusję na jej temat, a nie ograniczać się do wyzwisk wobec adwersarza (wobec kolejnego na tym wątku). Podobnie jak w przypadku Cristiady. Nie oglądałeś, a próbujesz prowadzić polemikę, wciąż dając plamę i obrażając się, jak zostanie Ci zwrócona uwaga. 
4. I na koniec na temat hierarchii wydatków. Ale proszę nie skoncentruj się na polemice z poniższą moją dygresją, bo nie czas i miejsce na to na tym wątku. Piszesz, że na coś tam nie stać Ciebie. Osobiście wynajęcie skrzypka na urodziny uznałbym za ekstrawagancję, a nie przejaw pełnego portfela. Tankowanie auta, to już problem poważniejszy (chociaż, czy nie masz bliższych potrzeb niż nabijanie kasy obcym hotelarzom?). Zastanów się ile pieniędzy wydajesz na alkohol i papierosy. I wyciągnij z tego jakieś sensowne wnioski.
Ad. 1. 
To między innymi miałem na myśli. Są wybitni humaniści, którzy swoimi dziełami potrafią zainteresować, ale masa studentów, którzy pięć lat pili i zaliczali jakieś bzdety to dla mnie odpad mniej warty od sprzątaczki. 
Ad. 2 
Niestety masz typowy profil PiSoKatolika, zainteresowania wojnami, wiara w Boga i jeszcze najchętniej posada nauczyciela historii lub WOSu, sztandary, patriotyzm itd 
Ad. 3 
No political fiction to właśnie perwersja umysłowa, 
Ad. 4 
Teraz Ty pojechałeś po bandzie. Dlaczego zakładasz, że piję i palę?
A profil POpaprańca to łapówki i przekręty? A propil Palikociarza to zainteresowania tyłkiem kolegi? A profil SLD-owca to czerwona książeczka partyjna jeszcze z czasów PRL? Przesadzasz i ujawniasz uprzedzenia. To nie prowadzi do konstruktywnych wniosków (a ze stosunkiem do humanistów chyba już sobie poradziliśmy i wypracowaliśmy wspólne zdanie). Ad3? Nie rozumiem, chyba coś źle wyklikałeś - chyba chciałeś powiedzieć, że "political fiction" to perwersja umysłowa. Ad 4 - Pije 90% Polaków, pali 33%. Ci co palą i pija jednocześnie tracą miesięcznie ok. 300-350 zł. Rocznie daje ok. 3,5-4 tys zł. Można wyjechać do super hotelu w Egipcie a do tego jedna wycieczka samochodem gdzieś bliżej - np. Litwa, Austria. Ot, takie wyliczenie, nic szczególnego, trochę może dla rozładowania atmosfery. Pozdrawiam. A na koniec jeszcze Viva Cristo Rey. To tak dla zasady, bo jesteśmy na forum filmu Cristiada :)
Chciałem dopisać, że kupując książkę dałeś zarobić także wydawcy, tłumaczowi, drukarzowi i księgarzowi a także zapłaciłeś VAT na pasożytów z rządu.
Zgadzam się. Temat jest ważny i mało znany - o prześladowaniach za wiarę w XX wieku (i nadal trwających w różnych zakątkach świata) raczej nie uczy się w szkołach i rzadko mówi w TV, często za to można usłyszeć o "dyskryminowaniu" ateistów, ale to już OT. Ile osób słyszało o walce meksykańskich Cristeros przed powstaniem tego filmu (poza pasjonatami historii Meksyku lub Kościoła Katolickiego w Ameryce)? :-) Szkoda tylko, że film jest taki słaby. Razi w nim wszechobecny patos, powierzchowność postaci, naiwność fabuły. Bardzo chciałam polubić ten film, ale niestety... gdyby nie interesująca dla mnie tematyka to wątpię, czy obejrzałabym go do końca.