Słabo nakręcony, bardzo słabo zagrany (żenująco sztuczny I'Toole, przedszkolny Garcia z fajeczką),
słabo zmontowany i - przede wszystkim - strasznie prymitywny film. Mózgi meksykańskich katolików,
stylizowanych na westernowych bohaterów, nawet przez chwilę nie są skażone myślą, że
stosowanie przemocy jest złem samo w sobie. Alleluja i do przodu - mordować ateistów i
masonów!
Jedyne zalety "Cristiady" to dobra - chociaż beznadziejnie dopasowana do obrazu - muzyka i fakt, że
przypomina mało znany epizod z historii XX wieku.
"nawet przez chwilę nie są skażone myślą, że
stosowanie przemocy jest złem samo w sobie."
Jak to? Kto tak powiedział?
"Alleluja i do przodu - mordować ateistów i
masonów!"
Zabicie w obronie własnej, czy też obronie wiary to żadne morderstwo, chyba, że przeciwnik juz nie zagraża, a w tym wypadku był zagrożeniem i to bardzo silnym.