Film rewelacyjny. Aktorstwo na naprawdę wysokim poziomie, historia poruszająca, muzyka rewelacyjnie dobrana do wydarzeń na ekranie, piękne, miękkie, rozproszone światło... Niektórzy zarzucają chaos - ale jaka inna może być kontrrewolucja i partyzantka? Zwłaszcza na początku, na etapie "budowania struktur" jest właśnie chaotyczna, potem z czasem, zarówno walka jak i sekwencje filmu nabierają płynności i równego rytmu. Inni mają pretensje o "zbyt łagodne" ukazanie rządów terroru - cóż, ja może jestem dziwna, ale rozumiem również w filmach zjawisko "licentia poetica" - nie muszę mieć pokazanych wszystkich tortur, żeby się domyślić, że były stosowane. Zdaniem części - film jest zbyt patetyczny i wzniosły - cóż, możnaby to powiedzieć o niemal każdym filmie na temat wojny - jakiejkolwiek. Bo śmierć, niezależnie od ideałów czy cełow jest wzniosła i patetyczna. Słyszałam też zarzut, że jest w tym filmie "za dużo religii" - no to już nie mam argumentów. Treścią tego filmu jest wojna o wolność wyznania, o wolnośc religijną. Jak można to przedstawić nie poruszając tematu religii?
Kończąc - film rewelacyjny i polecam każdemu - zmusza do myślenia, wzrusza i przejmuje.
Chciałam założyć temat, ale jest już tyle podobnych do siebie a tutaj zauważyłam że ktoś trafnie ujął to co sama chciałam napisać ;)
Trochę szkoda że większość ludzi zamiast pisać o filmie to prowadzi dyskusje religijne, zarzuca propagandę albo każe nawracać się "całemu złemu światu nierozumiejącemu Boga".
A przecież nie o to tu chodziło! Tak jak mówił gen. Gonzales, nie walczył w obronie Boga, ale w obronie wolności wyznania. (przynajmniej na początku) To o wolność chodziło i o to, że ktoś tym ludziom wolność odebrał...
Jestem pewna że nie byłoby takiego szumu na forach, gdyby chodziło o prześladowanie np mnichów buddyjskich. Nie wiem skąd się bierze taka agresja jeśli chodzi o chrześcijaństwo.
Szkoda, bo film wart jest tego, żeby o nim porozmawiać. O filmie. Bez szufladkowania go jako "propaganda religijna"
Zbyt łagodne ukazanie rządów terroru? Ja nie wiem, może ktoś dużo drastycznych filmów oglądał. Dla mnie wieszanie ludzi na słupach nie było czymś łagodnym. Ani dewastowanie miejsca kultu religijnego i wieszanie tam kapłana który "tylko" był wierny temu czemu przysięgał. Nie wiem jak było naprawdę, może naprawdę to było nic w porównaniu z działaniami Callesa, nie znałam tej historii wcześniej - tym bardziej cieszę się że mogłam się o tym dowiedzieć dzięki "Cristiadzie".
Film bardzo mnie poruszył, chętnie będę do niego wracać, bo naprawdę warto. Wspaniały Meksyk z piękną muzyką w tle, a na pierwszym planie dobra gra aktorska, byłam pod wrażeniem, naprawdę wierzyłam tym ludziom, czułam ich emocje, współczułam im i podziwiałam wiarę. Wielkie brawa dla aktorów.
A co do patosu to tak jak piszesz - można by go zarzucić praktycznie każdemu filmowi, przedstawiającemu walkę w obronie wyższych celów. Wtedy giną ludzie - w imię tego, w co wierzą (czy jest to ojczyzna, czy wiara). Można się więc tego spodziewać, wiedząc mniej-więcej o czym jest film. Tym bardziej nie rozumiem - jeśli ja nie lubię jakiegoś typu filmów to po niego zwyczajnie nie sięgam.
(To prawie jak krytykowanie "Les Miserables" za to że zbyt dużo śpiewają. Na musicalu...)
Nie zrażajcie się negatywnymi opiniami, film naprawdę warto zobaczyć :)
>Jestem pewna że nie byłoby takiego szumu na forach, gdyby chodziło o prześladowanie np mnichów buddyjskich.
Trafne spostrzeżenie. :) Od siebie dodam tylko; nie było by W OGÓLE ŻADNEGO szumu. ;)
Pamiętaj że prorok jest zawsze prześladowany we własnym kraju. Nasz Pan, nie na darmo wypowiedział te słowa.
"Nie wiem skąd się bierze taka agresja jeśli chodzi o chrześcijaństwo." Dlatego, że chrześcijaństwo nie jest wytworem kultury, bo tę tworzy zawsze człowiek, tylko Prawdziwym Bożym Objawieniem. Jasne, istnieje kultura chrześcijańska, ale chrześcijaństwo nie jest kulturą. Dopóki nie spojrzysz na to oczyma wiary i nie dostrzeżesz faktycznego ataku osobowego zła na chrześcijaństwo, a zauważ, że zwłaszcza na Kościół Powszechny, to nie zrozumiesz. Mówisz, że film jest o wolności religijnej. Też, ale jednak podkreśla prawdę o nawróceniu, choćby na łożu śmierci, choćby w dzień śmierci, jak w przypadku doskonałego w strategii generała. Chcę tez delikatnie przypomnieć, że pierwsze idee wolności religijnej, jak i każdej faktycznej wolności wypływają z chrześcijaństwa. Czy staroż. Rzym prześladujący chrześcijan przestrzegał wolności religijnej? I kolejne imperia? Nie. A o wolności mówi Chrystusa Pan, o wolności przypomina św. Paweł Apostoł, kiedy wskazuje, że pośród innowierców chrześcijanie mają dawać nieskazitelny przykład wiary i ofiarności wobec tych drugich, jak wobec bliźnich. Powie ktoś, że wielu chrześcijan, a nawet duchownych katolickich tego nie przestrzega. A czy to wina chrześcijaństwa, Objawienia Bożego, Jezusa? Nie. To wina ułomności ludzkiej, która polega więcej na sobie niż na Bogu i manipulacji szatańskiej. Wszak Chrystus Pan zapowiedział, że bramy piekielne będą próbowały przemóc Kościół, zarówno od zewnątrz, jak i od środka, ale zapewnił, że go nie przemogą. Nie powiedział tego ot tak, żeby było. Zapowiedział to, co jest faktem.
Dyskutując na temat filmu mógłbyś pominąć komentarze na temat mojej wiary i tego jak na nią patrzę, bo mnie nie znasz. Dziękuję.
Dla mnie film jest przede wszystkim o wolności religijnej. Że ludzie mają prawo wierzyć i nikt nie może im tego odebrać. Co nie znaczy że nie ma w nim innych wątków, które w całości tworzą film. Nawrócenie generała, męczeństwo Jose - oczywiście, nie zaprzeczam, że to miało miejsce. Tak, film również jest o nawróceniu.
Nie wiem, czy przed chrześcijanami były incydenty prześladowań czy też nie - nie mam tak szerokiej wiedzy więc nie będę się o to spierać. A może opowiesz co Ci się podobało w filmie? Jakie masz odczucia co do filmu? Bo poglądy już znamy.
Najlepsze jest to, że te same osoby, które zarzucają filmowi religijną propagandę, broniły Pokłosia przed niemerytorycznymi argumentami ze strony niektórych osób o poglądach prawicowych. Ja zarówno Pokłosie, jak i Cristiadę oceniłem pod względem merytorycznym i obu filmom dałem ocenę 8, na którą w pełni te filmy zasłużyły.
No cóż - jak tu nie wierzyć w teorie spiskowe skoro czołowy a w zasadzie jedyny miesięcznik poświęcony filmowi w Polsce jakim jest nomen omen Film publikuje recenzję wystawiającą ocenę 1/6 - bez komentarza. Proponuję też przeczytać recenzję redakcyjną Filmwebu...
PS ja co prawda oceniłem ten film "tylko" na w pełni zasłużone 7/10, głównie zresztą za kretyńskie wstawki w napisach po filmie o "bohaterskich biskupach wspierających duchowo"
Recenzję redakcyjną Filmwebu przeczytałam i skomentowałam. Chociaż właściwie odechciewa się dyskusji, tak "powalający" poziom prezentuje autor w tej niby - recenzji... Film przestałam kupować już dawno, a przeglądać w Empiku - gdy wyczytałam tam peany pochwalne na temat "Kac Vegas" - dla wyjaśnienia - nie mam nic do tej głupawej komedyjki, do obejrzenia, ale zachwyty i pienia o jej odkrywczości, o kaskadach śmiechu itp? Uznałam, że najwyraźniej "Film" pisze na zlecenia, a ja mam w nosie opinię dystrybutorów.
No cóż - żyjemy w poj/e/banych czasach - kiedy cool jest być pedałem albo lesbą ale fa paux byc moherowym katolem...Co mam powiedzieć - przykro mi....Choć jestem w miarę postępowy - mam dziecko z in vitro i słucham metalu ale w Boga całym sercem wierzę....
Nie mam dzieci w ogóle, metalu słucham od lat i w Boga wierzę.
A czasy mamy jakie mamy, nie da się przeskoczyć.
Natomiast recenzje powinny być przynajmniej w miarę obiektywne i nie pisane przez półgłówków, niezdolnych skupić uwagi na czymś innym niż w miarę krótki komiks - vide - recenzja Cristiady na filmwebie...
Dziecko z in vitro. Co to znaczy postępowy wobec odwiecznej Prawdy? Gdzie sięga ten postęp Bracie? Cieszę się, że wierzysz w Boga, ale zrozum, że in vitro to stawianie się w roli Stwórcy. Bawimy się życiem, które dał nam Bóg. Dopóki nie przylgniesz do nauki Kościoła, nie uwierzysz w prawdziwy obraz Boga, bo On Objawia się w Kościele, zwłaszcza w postawie księdza, którego wywlekają pod mur sprzed ołtarza i zabijają, kiedy ten wypowiada słowa przebaczenia.
Wyżej wspomniałeś o biskupach, że są w filmie kretyńskie wstawki o wsparciu duchowym. Nie wierzysz we wsparcie duchowe, a mówisz, że całym sercem wierzysz w Boga. W takim razie, jaki jest twój obraz Boga? Taki, który nie wysłuchuje modlitw? Modlitw biskupów Kościoła, który założył i za który cierpiał i cierpi? Zastanów się Bracie. Niech Pan błogosławi.
Tak naprawdę to w mniejszym lub większym stopniu - każdy z nas przynosi Mu wstyd. To takie ludzkie...
Proszę, Satoraljaujhely, daj spokój, Twoje komentarze brzmią tak jak byś chciał powiedzieć: "Macie fałszywy obraz Boga, źle patrzycie na wiarę, ja jeden znam Prawdę i was jej nauczę". Wiesz, w ten sposób możesz spowodować, że ktoś jeszcze bardziej się zrazi. Prawdę głosi się codziennością, ŻYCIEM, a nie na anonimowym forum, udowadniając ludziom że się mylą. Ich automatyczna reakcja obronna będzie się wiązała ze zdenerwowaniem. A w ten sposób możesz co najwyżej komuś "przygadać", ciesząc się że Twoje poglądy są "na wierzchu", a tak naprawdę nikomu nie pokażesz piękna Boga, wręcz przeciwnie. Wierz mi, wiem coś o tym, nawracanie ludzi agresywnie, "na siłę" przekazując własne, nazwę to, poglądy - jako jedyne słuszne - zamiast przybliżyć do Kościoła jedynie ich oddali.
Poza tym. In vitro. Po pierwsze myślę że filmweb nie jest miejscem na tego typu dyskusje. Zgadzam się, że metoda jest stawianiem się w roli Stwórcy, nie jest zgodna z nauką Kościoła, ale nie wyobrażam sobie wyrzucania tego komuś, komu to dziecko już się urodziło, i jestem przekonana, że bardzo je kocha.
Wyluzuj, bo chyba za bardzo się nastroszyłeś na wszystkich którzy myślą inaczej niż Ty.
Dla jednego wstawki kretyńskie, dla drugiego informujące :).
No cóż, z tym poparciem przez biskupów powstania było różnie. Z początku poparcie było, chociaż pod koniec biskupi zrobili Cristeros niedźwiedzią przysługę. Dogadali z Calles'em porozumienie o zaprzestaniu prześladowań religijnych, amnestię dla powstańców, ale warunkiem było potępienie przez Kościół powstańców, którzy nie złożyliby broni. Calles w ten sposób bronił się przed utrata władzy w wyniku rozwoju powstania i wyrwał zęby powstańcom, którzy chcieli go obalić.
Biskupi dotrzymali porozumienia - chyba nawet obłożyli ekskomuniką tych co nie złożyli broni. Calles porozumienia nie dotrzymał - rozstrzelał ponoć ok. 5.000 powstańców, którzy złożyli broń
nie wiem dlaczego nałożono "bana" na Twój wątek jakoby "zdradzający fabułę". Pięknie napisałaś i odpowiedziałaś krytykom. Cytując "RogerVerbalKint" z tego wątku chciałoby się powiedzieć "jak tu nie wierzyć w teorie spiskowe". Brawo dla Ciebie "Carmino" i dla "Touched by an Angel".
To co właśnie zrobił użytkownik "Arjan88" utwierdza mnie w przekonaniu o poziomie chyba większości krytyków "Cristiady". Zohydzić film, obrzucić błotem jego zwolenników, a jak i to nie przyniesie efektu po prostu zablokować film i nie pokazywać go publiczności (Multikino, Cinema City).
daj spokój, nawet nie warto poświęcać uwagi komuś takiemu. Arjan88 to za pewne jakiś dzieciak. Myślę że dorosła osoba, w pełni sprawna umysłowo, znalazłaby bardziej wyrafinowany sposób obrzucenia kogoś błotem niż wulgarny komentarz (jeden i ten sam zwielokrotniony w jednym temacie) do każdej osób wypowiadających się wbrew jego przekonaniom.
Można obrażać ludzi w bardziej... hmmm... inteligentny sposób. A to było zwyczajnie żałosne.
Te wpisy poniżej jakiegokolwiek poziomu zostały już na szczęście usunięte.
No to ja się nie załapałam i, chwała Bogu, nie wiem, co Arjan88 napisał, bo weszłam jak już jego wpisy zostały zablokowane... :D
Widzialem wczoraj w Kinie Praha.
Moim zdaniem film jest na poziomie południowo-amerykańskiej telenoweli. Jak ktoś JE lubi niech KONIECZNIE zobaczy Cristiade.
Będzie miał kilka odcinkow w jednym:), a może raczej jeden długaśny... Z za każdego krzala, z każdej sceny wyzieraja Isaura i Leoncio...(dla młodzieży "Niewolnica Isaura", pierwszy ever w PL TV telenowelowy gniot).
Natomiast tym, którzy stronia od meksykańsko-brazylijsko-wenezuelskich produkcji ODRADZAM.
Szczerze mówiąc, to chwilami też miałam takie odczucia - ale tylko ze względu na scenografię, kostiumy. Ale trudno tego uniknąć w meksykańskim filmie. (wydarzenia w końcu mają miejsce podobnym - o ile nie w tym samym - środowisku)
Ale bez przesady, nie porównałabym go do filmów, w których "on jest z nią dlatego że tamta go nie chce, a jest z jego bratem, brat zdradza ją z bratową a tak w ogóle wszyscy są spokrewnieni". Nie ma w "Cristiadzie" również spazmujących kobiet, wyrywających sobie nawzajem włosy z głowy albo wykrzykujących monologi o nieszczęśliwej miłości.
Film z głębszym sensem, pokazujący determinację w obronie wartości a płytka telenowela w której i tak wiadomo że prędzej czy później "on będzie z nią" - to jest jednak znacząca różnica.
"Niewolnicę Isurę" miałam głęboko w nosie, chociaż z racji wieku MOGŁAM oglądać, nie oglądam żadnych telenowel. Skoro w Cristiadzie dopatrzyłeś się wątków "telenowelowych" to albo jesteś ćwierćinteligentem, który jedyne co ogląda to hollywoodzkie łomotanki z Brucem Willisem lub Arnim Schwarceneggerem, albo zgłoś się do psychiatry.
Chciałam też zauwa żyć, że poza porównaniem do produkcji latynoamerykańskich nie piszesz NIC konkretnego o filmie.
Dla wyjaśnienia - w Cristiadzie NIE MA szlochającej miłości, NIE MA przeciąganych do nienormalności scen, NIE MA głównej ślicznotki i amanta, NIE MA zazdrosnej przyjaciółki/kuzynki, itd. Jest za to poruszająco przedstawiona wojna o wolność wyznania, i nie ma znaczenia, że dotyczy religii katolickiej, jest dobrze przemyślane prawdopodobieństwo psychologiczne postaci, niezłe aktorstwo... Jeśli chcesz krytykować, to rób to merytorycznie, a nie odwołując się do jakichś dziwacznych skojarzeń.
Carmina, zanizasz poziom: "cwiercinteligent". Nie rob tego, to nieładnie:)
Moim zdaniem:
1. Realizacja jest zywcem wzieta z poludniowo-amerykanskiej telenoweli. Do bolu!
2. Watki, pomimo, ze wygładzone, podobnie jak jednowymiarowe postaci, także stamtąd (telenoweli). Do bolu!
3. Aktorstowo, z wyjątkami kiczowate. Do bolu!
4. Najmniej wazna jest kanwa i o niej najmniej!
Wazni sa pistoleros, muchachos, mujeres, corazones itd.., wszyscy tacy cierpiący/bolejacy, piekni/wspaniali, macho/mescy, ze tylko parsknąć smiechem...
Moim zdaniem oczywiście:)
Cóż, dla mnie określenie "dla miłośników telenowel" jest równoznaczne z idiota, więc odpowiedziałam i tak łagodniej :)
Jak na kogoś, kto nader krytycznie wyraża się o telenowelach, pozornie dużo o nich wiesz - jak są realizowane [patrz pkt. 1], jakie są wątki [patrz pkt. 2]... "w telenoweli łatwo jest wyróżnić główny wątek, oparty na tradycyjnej fabule melodramatycznej, którą jest historia miłosna, zwykle miłość od pierwszego wejrzenia, mająca wiele przeciwności do pokonania" - to z najprostszej "definicji" telenowel z wiki. Gdzie w Cristiadzie masz miłość od pierwszego wejrzenia, problemy w jej spełnieniu i na koniec ślub? Sorry, w TYM filmie nie ma milosnych przepychanek. To w kwestii treści. Co masz na myśli mówiąc o "realizacji" - nie mam pojęcia. Światło? Dźwięk? Montaż? Doprecyzuj, to chętnie podejmę dyskusję. :)
Wątków "telenowelowych" w Cristiadzie NIE MA, co do "jednowymiarowości" postaci - ja oceniam inaczej. Owszem, część bohaterów jest jednoznaczna [Jose - dobry, prezydent - zły], ale są też tacy, o których nie da się tego npowiedzieć. Chociażby Enrique Gorostieta, który przyłączył się do Cristeros wyłącznie z urażonej dumy i ambicji, czy Victoriano "Czternastka" Ramirez, który własne pomysły przedkładał nad "dobro wspólne", przynajmniej dopóki mu mądrzejsi nie udowodnili, że nie nadaje się na dowódcę.
Ocena aktorstwa to kwestia indywidualna, ja nie znalazłabym nikogo, kogo bym się czepila, i to pomimo, że zdecydowanie nie przepadam za Andym Garcią.
Ad. $ - nie rozumiem. Jak dla mnie to własnie w tym filmie głównie kanwa i treść są istotne, i one wypełniają cały film, nie ma jakichś wątków pobocznych, cała historia jest wyrazista i jasna.
Nie zauważyłam tez tego co piszesz na końcu "ważni są ... ", bo jak dla mnie w tym filmie ważne jest przesłanie, a nie pistoleros [chociaż tych ostatnich też nie brakuje].
Carmina,
1. Nie uzylem okreslenia "dla miłośników telenowel". Poza tym JA nie uwazam tych, ktorzy je lubia za idiotow. Czytaj dokladnie!
2. Czytaj to co napisalem, nie co Ci sie wydaje, ze napisalem. Nie napisalem, ze Cristiada jest telenowela.
Napisalem, ze Cristiada jest dla tych co lubia telenowele bo jest na poziomie telenowel.
3. Cristiada ma wiele cech tozsamych dla poludniwo-amerykanskich telenowel. Zasadniczna cecha jest nadekspresja, czyli przeszarzowanie.
Kazdy aspekt realizacji jest nia naznaczony:
- pompatyczna muzyka
- wyidealizowana scenografia np.:
* msza w kanionie w ukladzie amfiteatru, katy widzenia kamery, kadrowanie
* sceny rozstrzelania niczmy z Okropnosci Wojny Goyi, upozowane
* koscielne zwłaszcza sceny wieszania, trupy na slupach
- przesadzony kolor
- przesadzone, wyidealizowane kostiumy (Touched by the Angel slusznie zwrocila na to uwage)
- gra aktorow, zwlaszcza w zblizeniach, ekspresja wzieta z teatru, zbyt mocna dla filmu (podoficer maltretujacy Jose, jego
mina, doporwadzal mnie do smiechu)
- kadrowanie, panoramy dramatyzujace, punkt widzenia kamery
- ujecia i przeciwujecia, montaz kolejnych sekwencji, gdzie po "szybkim" nastepuje "wolne", po "dramatycznym" "miekkie"
- miałkie dialogi zestawione z przydlugą, napompowaną przemowa generala
- dobor aktorow, jakie slicznosci,
czyli moim zdaniem caly "jezyk filmu", nieomal kazdy aspekt realizacji jest napietnowany cechami telenoweli rodem z Ameryki Poludniowej.
4. Kanwa. O niej w filmie moze 5 minut. 2 min. na poczatku, 2 na koncu i moze cos w srodku. Gdyby je wyrzucic to mielibysmy
spaghetti westeren w czystej postaci. Nie wiadomo skad wzial sie radykalizm prezydenta, jego chory antyklerykaryzm,
dlaczego wlasciwie walczyl ze swoim narodem, kto go wspieral, skad powstancy brali bron (tych pare dziewczyn noszacych amu raczej
nie bylo w stanie obsluzyc 20-sto tysiecznej armii), kto i jak to finansowal, jak reagowal Watykan, jakie inne poza reakcja
USA byly rekacje na swiecie. Nic o tym nie wiemy. Nie czulem i nie widzialem ducha wiary napedzjacej powstancow.
Widzialem dziewczyny cieszce sie, szczebioczace na widok ksiedza-przystojniaka. Zamiast mamy epatowanie bolem Jose, torturowanego, idacego na smierc, wreszcie, uff usmierconego, po ktorego przybywa general, tylko ciut za pozno... I mamy rozciagniete sceny w zblizeniach twarzy rodzicow Jose, na których ma sie malowac bezmiar troski, cierpienia, milosci i czego tam jeszcze, tylko
troszkę brak warsztatu (moim zdaniem oczywiście).
Moim zdaniem film celowal w epopeje taka jak np. Przeminelo z Wiatrem (chociaz sa tacy, ktorzy uwazaja ten film na koszmarne romansidlo). Celowal, ale sie omsknął. Wpadl w telenowelowe koleiny i miast opowiadac historie religijnej wojny domowej zajal sie strzelanka, przekonwerowaniemm generala z łasego na kase mydlarza na uduchowionego straznika wiary, ktory lubial wypic flakon tequili, zajarac faje na zmiane z cygarem, a kiedy zmeczony babincem we wlasnym domu byl bliski o-malo-co usynowienia Jose, spoznil sie z odbiciem dzieciaka, co mu sie czkawka (i tequila) do konca filmu odbijalo.
Dobranoc.
Chciałeś chyba być zabawny w swoim opisie, ale stałeś się momentami śmieszny.
1. nie zrozumiałeś całej "historii" przemiany Gorostiety (co jest faktem historycznym, więc nie podlega dyskusji). W filmie jest według mnie bardzo ciekawie i przekonująco pokazany ten wątek. Trzeba tylko uważnie oglądać i rozumieć co ogląda się. Np. wątku z cygarem nie zrozumiałeś i ... próbowałeś go wykpić. Ale tym pokazałeś nie swój rubaszny dowcip tylko to, że nie zrozumiałeś tego co oglądnąłeś.
2. zarzuty dot. niezgodności z Twoim gustem - no comment. Powinieneś znać stosowną maksymę (coś o gustach, coś o nie rozmawianiu - przypomniało się?),
3. Nadekspresja? Zrozum, że różne społeczności na swój sposób okazują uczucia (wszystkie uczucia). Sądzę, że filmom Kurosawy nie zarzucasz "nadekspresji".
4. Gdyby reżyser chciał spełnić wszystkie Twoje życzenia (pkt. 4 u Ciebie), to wtedy mógłbyś zarzucić mu, że ... film był zbyt długi i zdrętwiały Ci pośladki od siedzenia w kinie. Niestety czas każdego filmu jest ograniczony, trzeba posługiwać się skrótami (szczególnie w filmach historycznych), licząc na inteligencję odbiorców. Nie twierdzę, że jej nie masz, ale chyba momentami na filmie ją wyłączałeś. Stąd ostatecznie masz wrażenie, że byłeś na południowoamerykańskiej telenoweli.
I na koniec - żarty z cudzej śmierci i cierpienia są uznawane generalnie za niekulturalne. A osoby je robiące należy traktować jak pariasów.
o smiechu - nie trafiles - smiechu nigdy dość; a ten się smieje, kto smieje się ostatni:)
o generale - pudlo - nie dworuje z generala-postaci historycznej, lecz z generala-postaci filmowej, bo tutaj mnóstwo
sztuczności, zadęcia i nadecia, chybionych tyrad itd.;
o nadekspresji - chybiles - nie akceptuje TEJ, w moim przekonaniu telenowelowej, przed nia ostrzegam; pisząc o niej mam na
myśli CALY JEZYK TEGO FILMU (zostaw proszę Kurosawe, nie ten kaliber, a jeszcze w akcie
zemsty wysle jakiego samuraja, albo i siedmiu na raz :));
o kpieniu ze śmierci - kulą w plot - zartuje ze SPOSOBU pokazania sceny śmierci Jose, która jest niemiłosiernie rozwleczona,
epatuje widzow do granic możliwości bolem, cierpieniem, dramatem, az do otarcia się pastisz; (prawie
to samo, ale przeciez wiesz jaka "prawie" robi roznice);
o moim guście - dziesiatka! - wielokrotni powtarzam, ze to "moje zdanie i mój gust"
o mojej inteligencji - BINGO! :)
O śmiechu - co za dużo to niezdrowo :)
o generale - scena z cygarem i alkoholem w czasie mszy (oni na mszy, Gorostieta opala się, pali i popija) ponoć miała miejsce - czytałem to gdzieś w necie, zatem ... jak tak było, to było.
o nadekspresji - każdy jak widzę pozostaje przy swoim. Ja nie uważam, żeby była telenowelowa (nie trawię południowoamerykańskich telenowel, a Cristiadę oglądałem z przyjemnością - organoleptycznie zatem oceniam, że Cristiada z telenowelą południowoamerykańską ma mało wspólnego). A że Dean Wright to jeszcze nie Kurosawa - racja. Nie twierdzę, że reżysersko ten film nie mógłby być lepszy. Mógłby, nawet bardzo, ale zarzucanie mu podobieństwa do tel. poł. am.? Na to nie ma mojej zgody :)
Scena śmierci Jose - dla mnie to malarstwo, z mnóstwem symboli, porównań (choćby do śmierci Jezusa, scena matki trzymającej ciało Jose itp.). Reżyser przyjął taką technikę a nie inną. Według mnie dobrą, Tobie nie podoba się. Rzecz gustu. Jednak co do samego męczeństwa i form znęcania się nad Jose nie ma wątpliwości, bo zostało to dobrze udokumentowane w procesie beatyfikacyjnym w 2005 r. i reżyser to przedstawił (łącznie ze znakiem krzyża zrobionym palcem własną krwią)
Twój gust - no comment.
Twoja inteligencja - nie śmiem podważać :)
1. "Jak ktoś JE [telenowele] lubi niech KONIECZNIE zobaczy Cristiade" - to cytat z twojego posta? Czy coś pomyliłam? Więc może nie używszy określenia miłośnik, ale dokładnie oddałeś sens. Plus nie określiłeś widzów telenowel mianem idiotów, ale też i twoja wypowiedź wyraża zdecydowanie lekceważący stosunek do wspomnianych - określenie telenowelowy gniot "Niewolnica Isaura" do której porównujesz Cristiadę...
2. "Realizacja wzięta rzywcem z telenoweli", "wątki, podobnie jak jednowymiarowe postaci także stamtąd" - czyli może twoim zdaniem Cristiad nie jest telenowelą ale niczym się od wyżej wymienionej nie różni.
3. Cristiada, jak może zuważyłeś, jest filmem MEKSYKAŃSKIM. Meksykańskim, a nie Hollywoodzkim. Podobne zarzuty mógłbyś postawić oglądając którąś z produkcji Bollywoodzkich: "Czemu te wszystkie babki chodzą w sari, nie mogła by któraś mieć garsonki od Chanel?", "Czemu nie ma ani jednej lnianowłosej blondynki, wszyskie na jedno kopyto?", "Po co takie jaskrawe kolory, powinni to trochę stonować"... No chamstwo jak nic, nie dostosowują się do twoich oczekiwań. Otóż łopatologicznie. Ponieważ zdjącia kręcono w Meksyku, więc światło, kolory "na zewnątrz" są dokładnie takie, jak są w realu. A twoim zdaniem powinni zapewne wszystko "fotoszopem" poprawić, każdą trawkę i każdy kamyczek, żeby wyglądał miały jednolity i ładniusi kolor, a nie śmiały być normalne? Co do ekspresji aktorów - byłeś może kiedyś już nie w Ameryce Łacińskiej, ale choćby w Hiszpanii czy Włoszech? Popatrz tam na ludzi na ulicach. Oni WŁAŚNIE TAK ekspresyjnie reagują, gestykulują, mają dużo bardziej wyrazistą mimikę... Sceny których się czepiłeś, rozstrzelania i wieszania w kościele ja odczytałam jako dość symboliczne i mnie nie raziły. Wieszanie na przydrożnych słupach to nie wynalazek Meksykanów, praktyka dość powszechna swego czasu. I mająca konkretne znaczenie psychologiczne. Dobór "śliczności" aktorów? No to chyba nie oglądaliśmy tego samego filmu!Z kobiet atrakcyjna jest tylko Eva Longoria, któa gra żonę Gorostiety. Mężczyzn jest dwóch: Anacleto Gonzalez Flores, grany przez piosenkarza, modela i aktora Eduardo Verástegui [o ile się lubi taki typ wymuskanego pięknisia - mi nie koniecznie], i Ojciec Vega, czyli Santiago Cabrera. W przypadku pozostałych bohaterów nawet jeśli aktorka/aktor jest osobą atrakcyjną, nie jej/jego powierzchowność miała znaczenie.
4. Kanwa. Znów mam wrażenie, że obejrzałeś pierwsze kilka minut filmu, wyszedłeś, wróciłeś na kilka minut w środku, wyszedłeś ponownie, wróciłeś na końcówkę i narzekasz, że nie rozumiesz o co chodzi. BBo w filmie było bardzo dokładnie i wyraźnie powiedziane kto i jak reagował [USA, Watykan itd], były szczegółowo przedstawione motywy kierujące Callesem, było też wyjaśnione skąd i w jaki sposób powstańcy zaopatrywali się w broń, gdybyś obejrzał film, który komentujesz - wiedziałbyś to.
5. Cristiada nie aspirowała do miana romansidła w żadnej formie. Do miana "Przeminęło z wiatrem" również. To film o całkiem innych sprawach i innych wartościach. Bo jednak "Przeminęło..." to JEST głównie romans tej nieszczęsnej Scarlet z wymoczkowatym Ashleyem i nie wiadomo zbytnio co w tym wszystkim robi Rhett. W Cristiadzie właściwie nie ma wątków romansowych - poza dojrzałą miłością Gorostietów.
A co do zakończenia twojego posta - chyba chciałeś być dowcipny, ale ci nie wyszło. Żartując sobie ze śmierci [czyjejkolwiek] wystawiasz sobie świadectwo osoby poniżej pewnego poziomu kultury. I to w sposób znacznie bardziej jaskrawy, niż ja określając cię mianem "ćwierćinteligenta"...
Carmina,
1. To uchybienie formalne, gdy ujmujesz w cudzyslow cos czego nie napisałem.
Miedzy "milosnik" a tym "co lubi" jest taka roznica jak miedzy "kochac" a "lubic". Dla MILOSNIKOW telenowel jest Zone Romatica, gdzie wlasnie wznowiono "Niewolnice Isaure" [zarcik], dla "lubicieli" zas Cristiada (moim zdaniem).
2/3/4/5 Z Twojego wywodu wynika, ze zgdzasz się ze mna!. Cristiada obarczona jest poludniowoamerykanska stylistyka, , przechylem, estetyka, ekspresja. Stad moje skojarzenia z telenowela. Tobie sie podoba....
Jednoczesnie uważasz ludzi lubiących telenowele za idiotow no i ..... "Houston, We've Got a Problem" :)...
"A co do zakończenia twojego posta" to nie zrozumialas, ze zartuje ze SCENY nie ze śmierci.
Kolejny raz usiłujesz mnie obrazić. Nieladnie. Był facet który powiedział: "Nie zgadzam się z Twoimi poglądami, ale po kres moich dni będę bronił Twego prawa do ich głoszenia". Przeczytaj proszę to zdanie nie mniej niż 3x i zacznij stosowac.
Niezwlocznie:)
1. DOKŁADNIE to napisałeś, co zacytowałam. W poście sprzed sześciu dni. Jedynie w nawiasie dodałam słowo "telenowele", ponieważ dokładnie do tego rodzaju produkcji się odniosłeś, a w tym konkretnym zdaniu nie użyłeś tego określenia.
2/3/4/5/. Z mojego wywodu wynika, że niemal kompletnie się z tobą nie zgadzam, naucz się czytać ze zrozumieniem. Jedyne co do czego [moim zdaniem] masz słuszność, to że Cristiada oarczona jest południowoamerykańską ekspresją i stylistyką. Skojarzenia z telenowelą - irracjonalne, jako że poza warstwą stricte techniczną w Cristiadzie NIE MA nic wspólnego z telenowelą. Nie ma wątku romantycznego, nie ma happy endu, w ogóle nie uczucia romantyczne są tematem wiodącym w tym filmie.
W którym momencie "usiłuję cię obrazić"? Nie zgadzam się z twoimi poglądami na ten film, acz możesz je głosić do póki masz ochotę. Tyle, że nawet jeśli będziesz je głosił przez najbliższe osiemdziesiąt lat i tak nie zmieni to mojego zdania.
Widać jestem zbyt ograniczona by zrozumieć błyskotliwe i subelne poczucie humoru łaskawego pana. W moim środowisku po prostu NIE ŻARTUJE się z tematu śmierci. I tyle. W związkuz tym więcej postów ode mnie nie będzie - jeśli spróbujesz przeczytac wszystkie moje wypowiedzi, być może zrozumiesz czym się różnie Cristiada od telenoweli. A jeśli nie - to nie mój problem.
Carmina,
To w Twoim srodowisku termin "ćwierćinteligent" nie jest uważany za obraźliwy?
No tak. Ćwierć to więcej niż zero:)
Napisz więcej o swoim srodowisku.
Koniecznie:)
Od dawna się nad tym zastanawiasz:)
Nie lam glowy. Crisrtiada nie jest tego warta (moim zdaniem oczywiście).
Idz lepiej na cos fajnego. Ostatnio byłem na "Dziewczynie z szafy". Fajny. Jak pojdziesz i nie będzie Ci się podobal będzie to oznaczalo, ze nasz filmowy gust jest diametralnie inny.
I nad czym się tu zastanawiac:)