W tym naszym świecie, w którym bardzo wielu bardzo ważnych ludzi uznało, że grzech nie istnieje, od życia oczekuje się niemal wyłącznie przyjemności, Najwyższą miarą człowieka ma być sukces, najlepiej obliczany w pieniądzach i bliżej nieokreślone choć wciąż podkreślane prawa człowieka do bycia pięknym, młodym i bogatym (reklamy, media, popularne książki, filmy itd.). Wartości, które przywołuje reżyserka, spotykają się - także i tu - głównie z kpiną lub pobłażaniem. Ale ci, którzy chcą im hołdować i je wyznają na co dzień (nie od święta) wyczytają w tej historii potęgę wspólnoty trwającej mimo wszystko, potęgę rodziny. Być może w tym tkwi największy cud....
Film nie jest dziełem wybitnym, powiedziałbym nawet, że zrealizowano go nieco naiwnie, jednak ma dużą siłę rażenia. Pokazuje, że warto kochać, pokazuje też różne odcienie religijności (od dewocji, po wahania i pełne oddanie). Nie interesuje mnie, co myślą na temat filmu ateusze, a także dewoci, wiem, że ten familijny film jest ważny. Tajemnica jest ważna, bez niej jesteśmy dzikusami.