Właściwie 3 rzeczy mnie dziwią.
Ludzie z Cyberbunkra działali w podziemiu i hostowali serwery pod strony z nielegalnymi treściami, znali się na tym co robią (a przynajmniej powinni), a tutaj jeden z nich, Michael wpadł na pomysł by... dać ogłoszenie w internecie, że potrzebują wolontariuszy.
Druga rzecz, co mnie dziwi, że nie zapaliła im się czerwona lampka, że "wolontariusz" i "wolontariuszka", którzy mieli pracować w ogrodzie i zajmować się sprzątaniem nie chcieli żadnych pieniędzy, skoro cały czas spędzali tam i pracowali. Ok, wolontariat z założenia jest bezpłatny, ale jednak w dokumencie było podkreślone, że oni nie chcieli żadnych pieniędzy. Czyli jednak pewnie mogli jakieś drobne sumy z tego wyciągnąć.
Ostatnia rzecz, czego kompletnie już nie rozumiem, to to, że grupa z Cyberbunkra zawsze zostawiała kogoś w środku, nigdy nie zostawiali bunkra bez opieki, nadzoru. A tutaj ten "wolontariusz", a naprawdę policjant pod przykrywką sobie zaprasza wszystkich z nich do restauracji (jako, że rzekomo dostał spadek i się chce nim podzielić) i oni wszyscy idą i dają się złapać, a do bunkra bez problemu sobie wchodzą Służby Specjalne (z helikopterem i nawet... czołgiem :D).
Strasznie dziwią mnie te nielogiczności w rozumowaniu i działaniu Xennta i reszty. Nie wiem czy naprawdę tak było, czy może Policja nie chciała dać do publicznej wiadomości wszystkich szczegółów złapania tych hakerów.