Film Jamesa Marsha to opowieść o marzeniach, dążeniu do celu i wierze, że jeśli się tylko bardzo się chce to wszystko jest osiągalne. Film dokumentuje przygotowania i przebieg niesamowitego wyczynu, jakiego dopuścił się francuski linoskoczek Philippe Petit który to 7 sierpnia 1974 roku przeszedł po linie rozciągniętej pomiędzy bliźniaczymi wieżami World Trade Center. Historia wydaje się nieprawdopodobna jednak miała miejsce naprawdę. Najbardziej znamienne jest to, że u źródła całego przedsięwzięcia stoi marzenie małego chłopca, który przez lata w pełni nadziei z konsekwencją przygotowuje się do tej jednej wspaniałej chwili spełnienia która nastąpić ma 417 metrów nad ziemią.
_Spojler_ Do zrealizowania celu potrzebni byli mu przyjaciele których zaraził swoją pasją.Byli dla niego oparciem, poświęcili się dla niego, dziewczyna była oddana - towarzyszyła i wspierała go zawsze.Gdy osiągnął cel - zdradził ich oraz poszedł do łózka z pierwszą napotkaną laską.Przyjaciele nie byli mu już potrzebni.Miał sławę, wywiady i sponsorów.
Osiągnięcie celu i spełnienie marzenia to nie jest jedyny wątek tego filmu.
Moim zdaniem gość był aroganckim zapatrzonym w siebie kogutem. Niczym mi nie zaimponował, bo nie miał charakteru, spełniał tylo swoje kolejne zachcianki kosztem innych ludzi, którzy drżeli o jego życie. Przeciez facet na końcu płakał...A kobieta była tak zapatrzona w swojego linoskoczka, że rozprawiała o nim niczym o bożku.
Dziwne, że ludzie żalą się na forach filmów typu Into the wild albo Człowiek niedźwiedź, w któych bohaterowie mają słabe rozeznanie o swiecie, w który się pakują, natomiast tutaj, nadęty bufon ryzykuje życie dla adrenaliny i jakoś nikt nie raczy zauważyć, że każde wejście na linę jest teoretycznym samobójstwem, że jest bezmyślny itd itp.
Troche sławy i wszystkich sprzedał.