Po usłyszeniu bardzo wielu bardzo pochlebnych opinii o tym przyznam że się rozczarowałem. Rzeczy uwierające mnie to:
fabuła - jest za prosta. Najpierw tylko prosperity, potem zaś wyłącznie równia pochyła, bez większych przyczynowo-skutkowch ciągów. NP. dlaczego Pfeiffer w ciągu sekundy wpada na pomysł że jej mąż jest głupim członkiem i ją zaniedbuje. To powinno powoli narastać.
Poza tym wkurzają znaczne uproszczenia, kolosalne wręcz. Montana zabija Franka i potem po krótkim montażu już jest wielkim panem na willi. Złoconej. Dużo wątków się urywa, jak kiedy Montana przyuważył że 3ci dzień montują mu kabel....
Poza tym jak już ludzie Sosy strzelają do Tony'ego gdy ten jest na tym balkoniku, Tony dostaje co najmniej 1329847761279846127864912 kulek i nie dość że stoi (to jeszcze byłoby możliwe) to jeszcze macha łapami i krzyczy. Kiepsko.Ponadto jakim cudem uzbrojona armia żołnierzy kartelu nakrotykowego ponosi taaaaaaaaakie straty próbując zastrzelić jednego człowieka. Widać Tony był po prostu dobry. A już największą głupotą było jak Tony zatrzelił Mani'ego a Gina we łzach ''wczoraj sie pobraliśmy. to miała być niespodzianka''. No comments
wkurzała mnie też muzyka. Gdy byli na disco inferno to jeszcze zrozumiałe, ale poza nim? takie cuś?
Dodam że film oczywiście ma swoje mocniejsze momenty, których Wam, w większości fanom zagorzałym, nie muszę wymieniać. Jednak we mnie pozostawił lekki niedosyt i szczerze dziwię się jego 5 [sic!] pozycji.
Całkowice się z Tobą zgadzam. Ja również nie rozumię dlaczego film zajął tak wysoką pozycję. Ja dałem mu 7-kę, a były w filmie takie momenty gdy zastanawiałem się nad jeszcze niższą notą.
A wiele się o nim nasłuchałem zanim obejrzałem, wszyscy stawiali go przy Ojcu Chrzestnym, ale widzę, że ten film nijak się ma do sagi rodziny Carleone.
Rola Pacina? Sam nie wiem, postać kreowana przez tego aktora mnie odraża. Nie rozumię działań głównego bohatera, nie cierpię jego sposobu bycia, a nierzadko podejrzewałem go o zapaść umysłową, czy jak tak nazwiemy niedorozwinięty mózg. Trudno mi więc ocenić rolę Ala, ale zastanowie się nad tym.
Scenariusz też fatalny. Ani na moment mnie nie zainteresował! Kryminał nie jest moim ulubionym gatunkiem filmowym, ale dobrze wiem, że można zrobić świetne filmy o mafii takie jak np.Infiltracja czy wspominany już Godfather.
muzyka?? genialnie dopasowana do klimatu Miami lat 80, hawajskie koszule, słoneczko, dyskoteki z gorącymi dupami
Rola Pacina to dla mnie najlepsza rola tego wielkiego aktora a mniemam że i najlepsza w historii kina, przecież on BYŁ Montaną, te darcie japy, ten wzrok, te nerwy, bluzgi, charakter, charyzma...
jak ma sie nijak do rodziny Corleone?
upadek Michaela = upadek Tony'ego
obaj byli zbyt ambitni, obaj popadli w paranoje i szukali wrogów wśród najbliższych im osób, obaj marnie skończyli, osamotnieni...
"Scarface" to genialny film, genialna kreacja genialnego aktora. KLASYKA przez wielkie K
Pozdrawiam
Przecież upadek Michaela to zupełnie inna sprawa niż upadeh Tony'ego.
Zacznijmy od tego, że rodzina Carleone jest zupełnie inna, niż środowisko w którym wychowywał się Montana. To dwie zupełnie inne postacie!
Michael Carleone nie chciał być gangsterem, wbrew woli rodziny wstąpił do Armii Amerykańskiej, a do wstąpienia na ścieżkę przestępstwa skłonił go zamach na ojca. Jest Włochem (urodzonym w Stanach)!
Anthony Montana wychowywał się w biednej rodzinie, ma zdecydowanie za duze ego. Jest opryskliwy, gniewny, mało inteligentny, fałszywy, samolubny, żądny władzy i pieniędzy. Jest Kubańczykiem!
Montana mało inteligentny? za to był cwany, cwaniak z ulicy, którego nie dało się przekręcić to też świadczy o inteligencji, Omar był mniej inteligentny od niego, jedyny który dorównywał mu inteligencją był Sosa w tym filmie.
Co do obu postaci ma pochodzenie?
Obaj byli na szczycie i obaj z niego spadli, tracąc najbliższe osoby, tylko droga na szczyt była inna, mogli zmienić swój los, nie chcieli, proste...
Montana* sam wybrał życię przestępcy. Nikt go do tego nie zmuszał. Dostał się do Stanów z prawie czystą kartą, mógł zostać kimkolwiek tylko chciał! A Michael mógł stanąć na szczycie mafii, ale nie chciał. Wolał żyć jak każdy zwykły obywatel, służyć ojczyźnie, ożenić się i na zawsze odciąć się od rodzinnego interesu.
Zupełnie inne są też ich upadki. Anthony zatracił się we wielkim świecie. Stał się wyrachowanym zbirem, który nikogo nie dażył zaufaniem czy choćby szacunkiem, zapatrzony w gromadzenie piniędzy, nie zauważył uczucia między swoją siostrą, a jego nabliższym współracownikiem; nie zauważył sztucznego małżeństwa z żoną; ani problemów, które doprowadziły go do upadku.
M. Corleone od początku chciał zmienić swoją Rodzinę. Gdy został ojcem chrzestnym i odebrał tytuł z rąk ojca, już wtedy wiedział co chce osiągnąć, w pierwszej części powiedział Key: "za pięć lat będziemy działać całkowicie legalnie". Działania, które poczynił były obarczone ryzykiem, ale nie spodziewał się co może spotkać jego córkę Marię.
To zupełnie inne postacie i zupełnie innie pokazane przez Ala Pacino (obie świetnie) i naprawdę nie dostrzegam wiele argumentów, które przemawiały by za ich podobieństwem do siebie.
*który naprawdę był mało inteligentny.
Słuszne, że taka własnie muzyka ma swoje uzasadnienie w realiach. Prawdopodobnie jednak inna również by się sprawdziła, np. coś jak Van Halen może....
Racja, że Tony Montana był ciekawą postacią, wybornie zagraną przez wybitnego aktora, ale jego historia została opowiedziana w sposób pozostawiający wieele do życzenia, banalny schematyczny uproszczony, bez pomysłu na poszczególne wątki, moim zdaniem.
Muzyka jednych wkurza, a mnie się np bardzo podobała. Także to już Twoje subiektywne odczucie.
Odnośnie sceny zabójstwa Manny'ego - scena kapitalna, to między innymi dlatego jedni nienawidzą tony'ego, inni mu współczują. To pokazuje jakim był człowiekiem, a końcówka tylko to podkreśla - umierającego tony'ego nie jest nam żal. Zasłużył.
A to, że Pacino zagrał postać odrażającą, która nie zdobywa naszej sympatii to tylko podkreśla jak wielkim jest aktorem.
Co do reszty masz rację, jednak ja bym nie przywiązywał do tego tak wielkiej wagi. Trzeba przede wszystkim zrozumieć istotę filmu, a później wyliczać niedociągnięcia. Np scena na "balkoniku" to scena metaforyczna i karykaturalna, jak i cały film. Film jest dwuznaczny moi mili.
Takich filmów jak Scarface nie powinno się oglądać w telewizji,ponieważ lektor zagłusza wspaniały głos Ala,oglądając go wczoraj z lektorem nie czułem takiego klimatu jak oglądałem poprzednio z napisami.
"NP. dlaczego Pfeiffer w ciągu sekundy wpada na pomysł że jej mąż jest głupim członkiem i ją zaniedbuje. To powinno powoli narastać."
Dziwne, bo ja znudzenie Pfeiffer tym związkiem odczuwałem już od pierwszej sceny, w której się pojawiła...
Montana zabija Franka i potem jest szefem na wielka skale... Bo to, ze ma głowę na karku i spryt, udowodnił już wcześniej... "The World Is Yours"...
Zgadzam się tylko w kwestii ostatniej sceny: za każdym razem, gdy ja oglądam, mam podobne odczucia. Sama w sobie jest OK, ale jeśli patrzymy na nia w kontekście pararealistycznej fabuły, wydaje się dość bajkowa, niestety. I nie chodzi tu oto, że Tony sie napruł i nie czul bolu, ale o to, ze ta masa banditos dużo wcześniej powinna go rozwalić. Nie miał szans...
Ostatnia scena to mistrzostwo. I w tej kwestii nie mogę po prostu żadnemu z was przyznać racji.. Albo nie rozumiecie znaczenia tej sceny i bierzecie ją zbyt dosłownie, albo patrzycie na ten film ze złej strony.. spróbujcie następnym razem przesunąć się lekko w bok.
Nie tylko ostatnia scena to mistrzostwo ale i cały film ma niepowtarzalny klimat.
Ty nie bierzesz jej dosłownie... Tylko jak?
Jakie jest znaczenie tej sceny, którego odkryć nie mogę?
Film to karykatura gangstera. Metafora. Ostatnia scena dobitnie uświadamia nas, wyłuszcza, jest przerysowana (dlaczego?)a także proszę zwrócić uwagę na "strzał w plecy", od którego ginie Antonio.
Karykatura...? Metafora? Czego metafora jest kilkuminutowa rzeź, w ktorej Tony rozrywany pociskami walczy dalej niczym cyborg...?
To, że Montana jest śmieszny, żałosny i groteskowy w swojej wieży z kości słoniowej, wiemy już wcześniej. A od filmu stricte realistycznego oczekiwałbym równie prawdopodobnego epilogu.
To już od Twojej interpretacji zależy. Jednak Ty wolisz film spłycić, Twoja sprawa.
"To, że Montana jest śmieszny, żałosny i groteskowy w swojej wieży z kości słoniowej, wiemy już wcześniej"
Właściwie to poniekąd chodzi także o to, ale przede wszystkim DOBITNIE ukazana jest krzywa upadku gangstera. Film nie jest głęboki, ale jasny i wyrazisty. Nie możesz mieć za złe sceny, której nikt Ci nie każe traktować poważnie. Oczywiście można wytłumaczyć dlaczego Tony stoi nadal po setce kul, tak samo jak można wytłumaczyć, że Oswald zabił Kennedyego z dwóch miejsc jednocześnie, ale nie w tym rzecz.
Nie wiem, czemu realizm epilogu miałby coklwiek "spłycać"...?
Dla mnie ta scena końcowa jest wątpliwa właśnie w kontekście real;izmu całości. Widz wcale nie musi się spodziewać, ze nagle ten realizm zostanie podważony w ostatniej scenie. Dla mnie to była niespodzianka, którą odczułem jak pęknięcie w dotychczasowej formule opowieści.
A dlaczego Montana stoi "po setce kul"...? No, właśnie, nie wiem... bo wplyw narkotyków to tylko częściowe wyjaśnienie. Ale nijak nie można usprawiedliwić tego, że w filmie (który nie jest powieścią o Jamesie Bondzie) napastnicy dysponujacy miażdżącą przewagą, tak długo nie są w stanie zlikwidować jednego przeciwnika... To wręcz zakrawa na parodię.
Nie. Ja nie mówię, że realna końcówka spłyciłaby film, jednak byłaby nie na miejscu w kontekście całego "naciąganego" filmu. Widzisz, to o czym Ty mówisz, ja doskonale wiem. Sęk w tym, że to co ja uważam za plus, Ty uważasz za minus. Oto jest subiektywizm. Do mojego zdania Cię nie przekonam.
Wiesz, jaki epilog bym "dał"? Montana zadźgany jak prosię... Od tyłu, nożem, bez szans na jakakolwiek reakcję.
PS. Dlaczego cały film jest "naciągany"...?
Naciągana jest choćby sama postać Montany - idealnego gangstera, idącego po trupach na szczyt, by potem spaść z wielkim hukiem. Ma to wydźwięk metaforyczny, a to już uniemożliwia zrobienie filmu dosłownego, wiarygodnego. Przypomnij sobie scenę z piłą mechaniczną, i Montanę, który bez uczuć, ze stoickim spokojem patrzy jak zażynają mu brata.
No i co? Przecież Montana to socjopata i twardziel.
PS. To był brat, naprawdę? Wydawało mi sie, że Tony tylko tak go przedstawił dla zmyłki.
Nie zastanawiałem się nigdy nad tym. Pisałem z rozpędu. Pewnie masz rację, bo w dalszej części filmu ta kwestia się ucina, a o niby-bracie nie wspomina nawet matka.
A tak pozatym, jest jeszcze jakaś kwestia sporna? Bo zgubiłem wątek..;P
"Montana zabija Franka i potem po krótkim montażu już jest wielkim panem na willi."
Przecież dogadał się z Sosą i "przejął" po Franku 10 mln dolarów i ów fragment świetnie pokazuje jak szybko można się dorobić na narkotykach(zwróć uwagę na minę bankiera gdy za każdym razem przynoszą więcej kasy do wyprania:).
"Dużo wątków się urywa, jak kiedy Montana przyuważył że 3ci dzień montują mu kabel...."
Tu chodziło o to by pokazać jak Montana obsesyjnie wręcz podejrzewa że jest infiltrowany i coraz bardziej popada w paranoję ćpając na potęgę.
"Poza tym jak już ludzie Sosy strzelają do Tony'ego gdy ten jest na tym balkoniku, Tony dostaje co najmniej 1329847761279846127864912 kulek i nie dość że stoi (to jeszcze byłoby możliwe) to jeszcze macha łapami i krzyczy."
Po takiej ilości kokainy jak on wciągał to dawno powinien się przekręcić, a koka ma to do siebie że w dużych ilościach niweluje ból i zaciemnia umysł.
"A już największą głupotą było jak Tony zatrzelił Mani'ego a Gina we łzach ''wczoraj sie pobraliśmy. to miała być niespodzianka''"
Przecież Manny bał się Tonego i dlatego się ukrywali. W jednej ze scen Montana tłumaczy mu że Gina nie jest dla niego. Zresztą Manny wiedział że Tony ma obsesję na punkcie siostry a do tego zaczynało mu coraz bardziej odbijać.
To jak Pacino gra w tym filmie to coś niesamowitego. Takiego wczucia się w rolę w życiu nie widziałem i to właśnie na nim opiera się legenda tego filmu. A że jest kultowy nie podlega wo gule dyskusji. Zobacz ile osób na tym i innych forach ma ksywę lub avarata nawiązującego do "Scarface'a", światowi projektanci mody wypuszczają ciuchy z wizerunkiem/imieniem Montany (choćby Dolce & Gabana) a teksty i motywy po dziś dzień są kopiowane do innych dzieł, stanowiąc inspirację dla ich twórców.
Dla mnie to zwykłe niezrozumienie i brak umiejetnosci wczucia sie w klimat.
Muzyka? Rzadko kiedy swiadomie zwracam uwage na muzyke w filmach. W scarface ejst po prostu genialna. Kazda muzyka od samego początku. Ech aż zachcialo mi sie po raz setny obejrazec ten film. Niestety zakupilem wersje z bezsensownym tlumaczeniem, ale ze znam film praktycznie na pamiec ogladam go bez lektora. Kazda scena jest genialna. Moim zdaniem to najlepsza kreacja aktorska w dziejach. Nawet moj brat, ktory nie jest fanem kina i filmy oglada rzadko i nie ma wielkiego pojecia o aktorstwie i aktorach, stwierdzil, ze gosc który gra głowna role zajebiscie sie wczul. Zreszta co tu duzo mowic, dla mnie ten film jest GENIALNY. A to, ze ci sie niepodobał nie znaczy, ze jest przecietny! To tylko twoje odczucie subiektywne.
Kazda scena jest genialna i racjonalna. Mi nawet na mysl nie przyszlo, ze cos jest nierealistyczne lub przesadzone.
To chyba nie widziałeś genialnych filmów. Pacino owszem, zagrał znakomicie, ale niektóre elementy filmu kuleją dość mocno. Juz kiedyś o tym pisałem i nie chce sie powtarzać.
jest to zdecydowanie jeden z najlepszych filmów jakie oglądałem
to że jest w nim tak dużo nierealnych sytacji można tłumaczyć tym, że
film ma znaczenie uniwersalne, ponadczasowe- Tony jest raczej bohaterem komiksowym, z wyrazistym i jednoznacznie ukierunkowanym charakterem, tak jak np. bohaterowie "Dobry, Zły i Brzydki"
Tony to typowy, charyzmatyczny cwaniaczek, ma jasno postawiony cel i usilnie do niego dąży, z każdym krokiem jest coraz bliżej pozycji narkotykowego barona, tego kogoś kto może se na wszystko pozwolić, kto jest KIMŚ
Szczeście go nie opuszcza na każdym kroku, chociaż za swoją arogancję i brak umiejętności "nie wychylania się" (wiecie o co chodzi;)) los juz na początku powinien dac mu nauczkę
nie możemy więc wpychać Scarfac'a do "historii z życia wziętych", nie takie było zamieżenie twórców
Fabuła jest więc na tyle prosta aby tez była uniwersalna
ukazuje jak pozornie szczesliwe moze byc życie takowej osoby- a jak widac jest to droga po paraboli- od nikogo po bossa i od bossa po upadek
A upadek w tym filmie to majstersztyk, sama kwintesencja. I jakże wymowny na końcu widok Tonego w basenie krwi i napis ponad nim: "world is yors"
i jeszcze te cudowne teksty "say hello to my little friend" lub odzywka do byłego szefa "chcieli mi zniszczyc marynarke za 400$" czy jakos tak :p
z tego filmu trzeba chłonąć to co najlepsze, klimat
treść 9, forma 10- tyle o filmie
Bardzo dobrze to ująłeś. Właśnie tak należy patrzeć na ten film, i tak też go rozumieć. Nie inaczej. Zgadzam się nawet co do oceny.
Wielkie slowa i chyle czola zwolennikom tego filmu.Swietna rola Al-a Pacino i oczywiscie przepiekna Michelle Pfeiffer! Calosc nakrecona bardzo dokladnie gdyz Brian De Palma to swietny i wszechstronny rezyser.Dziekuje i serdecznie wszystkich pozdrawiam.
Scena na balkoniku wydaje się przesadzona, ale ja uważam, że to miało być albo symboliczne, czyli podkreślenie niezłomnego charakteru Tonego albo może wytrzymał tak długo bo był dobrze naćpany! Co ciekawe nikt nie krytykuje sceny z Ojca Chrzestnego, gdzie zginął Sonny Corleone! A jak dla mnie była bardzo podobna i też przesadzona. Zwłaszcza, że w książce wyglądało to troche inaczej, bardziej realistycznie tzn. Sonny nie wysiadł z samochodu o własnych siłach i nie czekał aż kilku gości wpakuje w niego 12434656324234 kulek! Dostał jedną czy dwie a potem zdołał tylko wyłamać drzwi w samochodzie i zwalić sie na ziemie i tam dostał serie z karabinu jak był już martwy albo prawie martwy. Tak nawiasem mówiąc jestem fanem obu filmów:)
Czepiając się znowuż nierealistycznego końca filmu trzeba zauważyć ile Tony zapodał do nosa- tyle koksu to ja nawet przez całą zimę nie zarzucam do pieca :) Gdyby strzelanina się nie odbyła zapewne by się przekręcił po kilku minutach. Może więc, jak nadmienia wiele osób, sytuacja mogłaby mieć miejsce.
fripp poprostu nie kumasz tego filmu i przesłania... czyli nie jestes fanem gangsterki... w tym filmie nie chodzi o efekty czy o ilość zarobionych kulek... Tu chodzi o kunszt aktorski, klimat, fabułę opartą o fakty, gangsterkę, hasła w filmie i o przesłanie- jak jestes kumaty to wiesz jakie...
Witam wszystkich to jest mój pierwszy post w tym serwisie. Nie znam tutejszych konwenansów ale sądzę że dojdzie do miłej dyskusji
A więc... mam 18 lat i dość mocno interesuje sie kinem, nie znaczy to że jestem Alfa i Omega nie znam wszystkich tytułów z "Top 100" i nie jestem typem gościa który gada "Film X jest zajebisty" bo tak mówi "ogólny kanon" (takie zjawisko jest na wielu forach oby nie tutaj) Jeśli chodzi o Scarface'a to obejrzalem film z 7 razy i nadal mi mało
Taka rada ode mnie: jeśli oglądałeś wyczyny Tonego Montany w TV z lektorem to uwierz mi-nie oglądałeś tego filmu tylko jego profanacje. Dla mie 90% tego filmu to Al Pacino i jego barwa głosu. Możecie nazwać mnie ignorantem ale żaden Humphrey Bogart w filmach noir, żaden de Niro, Warren Beaty nie wczuł sie w postac jak AL Pacino. To jak on sie porusza, grymasy twarzy jak akcentuje wyrazy, jego wulgaryzmy sposób bycia oraz stosunek do świata po prostu fenomen...to jest Antybohater, Kubański cfany cham, łamignat, gbur, arogant, egocentryk, który nei zna słowo "moralność". Postąć zła w 100% istny Chaos. Chcialem w nim znaleźć jedną ceche pozytywną-jest chyba tylko jedna-mial szacunek do dzieci. Ale wiecie co ?? mnie ta postać nie odrzucała...identyfikowalem sie z nią dlatego że to co zrobił Al Pacino to magia..on mnie hipnotyzue swą grę..czasmi jak pomyśle sobie o Montanie mam wrażenie "chciałbym na 5 minut byc taki jak on, prosty typ o prostych zasadach-jestes ze mna zyjesz...przeciw mnie ?-giniesz" mieć wszystko... Zauważcie to że nawet jak zwraca sie do matki ktorej nie widzial 5 lat.. "MAMA" z takim tonem to mowi jakby mial jej zamir wbic sztylet w gardło... A ta scena jak cieli mu szwagra pila a on nawet nie mrugnął...
Troche przyspieszono akcje po zabojstwie Lopeza i nagle "on staje sie szefem..." ale wg mnie to dobrze bo chyba nie chcialbys meic filmuy 5 godzinnego ?..mam lekki niedosyt po tym jak nagle ELvira jest dla Ala niedostepna by nagle byc jego wybranką... to moge przyznać na minus
Ale kompletnie zaskoczyła mnie opinia że scena końcowa jest śmieszna i nierealistyczna...ten film jest kiczowaty w niektorych momentach i sztuczny jak piersi Mandaryny..ale o to chodziło by ukazać dzieki takiej grotesce, kontrastowi upadek czlowieka.. Scena w ktorej "łyka kule" jest dle mnie boska...nawet jakby naćpał sie wagonem kokainy nie wytzrymal by takiej salwy kul ale ukazało to jego niezłomnopść, jego "skurwysynstwo zawzietosc" i arogannstwo nawet w obliczu śmeirci powie "pierole was" i to jest dla mnie itrygujace w tej posatci. A napis na koncu filmu "świat jest twoj" to juz perełka na wisieńce najsmieszniejsze jest to ze Tony na starcie filmu jest juz " na dnie" nastepnym etapem mogła byc tylko smierć.
Taka dygresja..mam brata 22 lata nie interesuje sie filmem zupełnie..nie ma pojecia kto to Al pacino..ogladnal ze mna Scarface i wiesz jakie mi zadał pytanie po seansie ??
"Nie wiedzialem ze biorą kryminalistów do filmu...przecież tego nie mógł zagrać aktor" chyba brak pytań...
To mógł zagrać tylko jeden aktor na świecie - Al Pacino, innej opcji nie było ;-)
Al przeszedł samego siebie. Mogę nawet powiedzieć - drugiej tak skrajnej roli w jego filmografii nie znajdziesz. To dzięki niemu ten film jest jaki jest, jedyny, niepowtarzalny, przez pewien czas nawet mój nr 1.
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem tutejsze topy, to moje oko skutecznie przykuły dwie "rzeczy" - Scarface i Al Pacino. Nie, nie Godfather, bo o Ojcu Chrzestnym już wcześniej słyszałem - wiedziałem co to, nie chciałem tego oglądać. Moją uwagę bardziej przykuł, trzeci wtedy na liście "Scarface", i postanowiłem czym prędzej ściągnąć film z neta. Nie wiedziałem, że Al gra w Scarfacie, bo nie wiedziałem kim jest Al, ale właśnie dlatego, że już gdzieś wcześniej słyszałem "wielki Al Pacino", "największy ekranowy gangster" postanowiłem poczytać w czym grał. Okazało się, że kilka nowszych filmów z nim widziałem, ale żadnej roli, którą by mnie zafascynował. Dlatego też, kiedy oglądałem ten film nie wiedziałem jak wygląda Pacino, kim jest. Po prostu był to pierwszy film jaki obejrzałem po moim pierwszym wejściu na Filmweb. Tak oto narodziła się moja miłość do kina. Było to rok temu.
Odpaliłem film, w najbardziej syfiastej możliwej wersji jedno-płytowej, i nie zwracając uwagi na jakość obrazu, już od początku cały aż trzęsąc się z podniecenia wsłuchiwałem się w początkowy song. Aż po chwili ekran lekko przyciemnia. "Brian De Palma", to nie to, drugi raz - jest(!) "Al Pacino". Obejrzałem film, cały uhahany goniłem po domu i mówiłem na prawo i lewo o "Człowieku z blizną", oczywiście nikt nawet nie wiedział co to. No cóż, ja poszedłem dalej, głębiej w kino. Teraz już widziałem praktycznie wszystkie filmy z Alem i 95% filmów z FW pierwszej setki, jednak ten film jest jedyny. Wyjątkowy.
W moim życiu są tylko 3 aż tak ważne dla mnie obrazy: "Pewnego razu na dzikim zachodzie", "Waleczne serce", no i "Scarface".
Cóż mógłbym teraz jeszcze machnąć kilka przemyśleń dotyczących filmu, ale po co jak już to zrobiłem wcześniej tu na stronie, a nawet napisałem recenzję.
Pozdrawiam.
Dopiero w tym filmie zauważyłem ,że większość starych pseudo gangsterów z mojego osiedla wzorowala sie na tej postaci i innych. Jeden co ma teraz 50 lat to istny Tony Montana :) Identyczne maniery,głos chyba ogladal to w kolko jak siedzial , jednak ten koles jest smieciem i nie ma zagrosz honoru. no i zwykly ćpun + złodziej. No ale jak bylismy łebkami to nam imponowali własnie takimi tekstami zerżnietymi z filmow.
Bosz fripp i druga osoba, która się z nim gadała nie mogą zrozumieć przesłania tego filmu...
Cały obraz jest karykaturą 'Amerykańskiego Snu'. Nasz bohater nie jest skruszonym niewiniątkiem, chcącym dorobić się uczciwie. Sam Tony jest taką właśnie osoba, w krzywym zwierciadle. Właśnie on dorabia się od zera do bohatera, od pomywacza do szefa. Samo jego przybycie do Miami i przesłuchanie przez celników jest krytycznym spojrzeniem. Prowadzi ze stróżami prawa cyniczny dialog, a później trafia do przepełnionego autobusu, w którym jedzie to jeszcze bardziej przepełnionego obozu dla uchodźców pod autostradą. Żeby się wyrwać musi zabić, a później zmywa gary, ale przejdźmy do tak niedorzecznych dla niektórych scen, które tak naprawdę są najbardziej symboliczne, i które najbardziej powinny przemawiać do widza:
Wielki wzlot Tony'ego też jest wizją 'Amerykańskiego Snu'. Wystarczy, że zabija Franka, a już się zaczyna w jego życiu prawdziwy paradise. Pierze brudne pieniądze i ma wielką posiadłość, żonę i tygrysa. Funduje zakłady urody swojej siostrze, chodzi z paroma gorylami. O to właśnie chodziło De Palmie, żeby pokazać to wszystko w takiej mydlanej i kuszącej otoczce, to o czym tak wielu z nas naiwnie marzy.
Strzelanina w rezydencji to ukazanie wielkiego upadku Montany. Z M60 pokazuje, że może zniszczyć każdego i zjada kule, ale naprawdę pokazuje rozpaczliwie jaki jest twardy, stara się coś udowodnić, ale cały czas przybywają nowi wrogowie, jest sam, bo wszystkich swoich bliskich zamordował, właśnie dlatego, żeby pokazać jaki jest silny. Na koniec dostaje strzał w plecy i spada do fontanny, nad którą na dodatek wisi napis 'The World is Yours'. Słowami tego nie da się do końca wytłumaczyć, ale to trafia do serc i rozumów. Największych mądrości nie można wyrazić od tak sobie, dlatego powstały filmy ;)
Tak BTW: fripp, skoro sam piszesz 'Carleone' zamiast 'Corleone', chyba najbardziej rozpoznawanego nazwiska w historii kina, to cię automatycznie wyklucza z tej dyskusji. n/c
Salami, po pierwsze pokaż mi w którym miejscu napisałem Carleone! Ja żadnych odniesień w tym kierunku nie dawałem, proponuję kurs czytania. Sam jestes wykluczony z dyskusji przez swoje szczenięce zaślepienie które każe Ci jechać na każdego kto tylko się zająknie przeciw Twojemu ulubionemu filmowi. Na drzewo.
Po drugie, wiem o czym jest ten film, ale nawet najwyborniejsza historia kulawo opowiedziana traci. To chciałem pokazać, czepiałem się tylko niektórych elementów formy (to jest to, w jaki sposób przestawia się treść według schematu starożytnych greków, którzy chcąc matematycznie patrzeć na sztuke ułożyli równanie, które mnie się nie podobały na tyle bym teraz deprecjonował po części film, tyle chciałem powiedzieć. To jest moje zdanie, reszta może mieć swoje które proponuje wam wsadzić se tam gdzie wy mi proponujecie wsadzić moje, od tego są fora takie jak to
([...] ułożyli równanie dzieło=forma+treść), które mnie się nie podobały
aneks, zżarło część tekstu w środku :O
może cię pomyliłem z politykiem2. Nie atakuję cię za to, że nie lubisz tego filmu, a teraz jeszcze okazuje się, że z dyskusji wykluczam kogo innego. Już nie będę ciągnął tematu kto jest bardziej szczeniakiem, ja, że bronię film, czy ty, bo w zemście za głupią pomyłkę sam mnie wykluczasz z rozmowy i mówisz, żebym spadał za drzewo, a sam również chyba nie czytałeś wiadomości polityka2, albo nie dostrzegłeś pomyłki ;)
Nieważne - co do logicznego myślenia i greckich matematyków:
Patrzenie na sztukę, a tym bardziej film pod jakimkolwiek względem naukowym czy logicznym i krytykowanie pewnych uszczerbek niezgodnych z zasadami fizyki czy innego shitu, a jeśli właśnie te błędy mają znaczenie artystyczne dla dzieła, jest patrzeniem zimnym. Właśnie przez takie spojrzenie, nie zrozumiałeś tej sceny i wywalasz taki temat na forum.
Scarface to, wbrew pozorom, nie jest tylko popis reżyserski i umiejętności aktorskich, obraz każdego faceta, fajne 'szczelanie', tylko film, który trzeba przemyśleć.
BTW: Przepraszam za niektóre błędy w mojej mini-recenzji, bo trochę ospały byłem, kiedy to pisałem.