W rankingu najdziwniejszych westernów zdecydowanie "Man called Sledge" byłby w czołówce. Wg mnie ma narkotyczny klimat i fabułę, która się trochę urywa - nie tworzy zwartej całości. Obsada w większości chyba składająca się z amerykańskich aktorów daje radę. Do całej historii trzeba podejść z dystansem, gdyż jest ona tylko pretekstem do zaprezentowania dziwnych scen i pomysłów. Finał ciekawy, mam wrażenie, że reżyser miał chętkę na przesycenie swego westernu metaforyką i religijną symboliką, jednak ja niezbyt potrafiłem to odczytać. Tak jak w tytule mnie osobiście ten western zaintrygował, póki co oceniam go na 6 ale może to się zmieni.
Zgadzam się. Mnie film również bardzo zaciekawił i koniec końców oceniam pozytywnie. Najbardziej urzekł mnie utwór przewodni - other men's gold - niesamowicie klimatyczny kawałek.
Bardzo dobry western, o istnieniu którego dowiedziałem się dopiero z Twojego postu. W świetny sposób ukazuje jak chciwość może zniszczyć więzi łączące ludzi. No i te ujęcie jak Sledge strzela z ręki usztywnionej krzyżem. Naprawdę miła niespodzianka.
Szkoda, ze Laura nie okazala swoich ksztaltow i jej sposob jej zejscie moglby byc tudziez bardziej obrazowo przedstawiony...
Ogolnie... mile zaskoczenie jak na Italo-western...