Dla mnie ten film, poza niewątpliwie świetną scenografią, doskonale oddanym, mrocznym klimatem średniowiecza, jest przede wszystkim historią o tym, jak religia przegrywa z zarazą, czy też szerzej, z pojmowaniem ówczesnego świata. 
[SPOILER] Osmund przeistoczył się z religijnego, ale rozsądnego mnicha w pełnego nienawiści zabójcę. Dlaczego? Bo wierzył w Boga, zmartwychwstanie itd. Przez to właśnie uwierzył, że Langiva przy pomocy czarów przywróciła do życia Averill. Bez skazy wiarą, po prostu byłby ze swoją kobietą, czyż nie? Ale uwierzył, więc zabił, bo nie mógł pogodzić się z tym, że Langiva miała boski dar przywracania ludzi z martwych.Było to całkowicie sprzeczne z jego religią - jak ktoś spoza Kościoła mógł czynić cuda? No chyba że paktując z diabłem. Jak dowiedział się, że Averill była tylko ranna, a to przywrócenie do życia było tylko teatrem, zrozumiał wszystko i pozostała mu tylko ślepa nienawiść. Przegrał, tak jak reszta religijnego świata, szukającego przyczyn zarazy w Boskiej karze i działaniach domniemanych czarownic mordowanych bez litości. Winni przecież musieli się znaleźć... W skrócie - jak blisko są strach przed śmiercią, wiara i nienawiść...