Kupując bilet zakładałem, że to będą dwie godziny 'zwyczajowej' marvelowskiej rozrywki, a tymczasem trafiłem na jakiegoś "króla lwa" i do tego otoczonego gronem łysych cheerleaderek.. brrr, dbajcie Panie o włosy :)
Krótko mówiąc pierwszy raz nawet nie chciało mi się czekać do (drugiej) sceny po napisach.
Oczywiście, jedna (subiektywnie) słabsza produkcja nie zmieni faktu, że kierując się 'tytułowym' hasłem z niecierpliwością czekam na kolejnych Avengersów, czy dalsze losy Deadpoola.