Najgorszy film z całego uniwersum Marvela. Akcja taka sobie, główny bohater gra jakby stoperan zażywał (oczywiście z vibranium), co kilka chwil wieczne pretensje do złych kolonizatorów (o wszystko). A to wszystko okraszone Martinem Freemanem i jego miną "zbolałej rzodkiewki". Cały czas miałem wrażenie, że zaraz zacznie wołać - Szerlok, Szerlok, albo zaproponuje Gandalfowi, rumianku na podwieczorek (w obu przypadkach, tam ta mina pasowała, ale na młot Thora - nie w filmie akcja/s-f).