Poziom absurdu tego filmu idealnie nadaje się do tego programu. Wiem, że fantasy rządzi się swoimi prawami, ale bez przesady. Prymitywna kultura znajduje najtwardszy metal wszechświata, niewiadomo czym zaczyna go obrabiać i nagle okazuje się, że ten metal jest zaczarowanym ołówkiem dającym odpowiedź na każdą potrzebę. Do tego ten najtwardszy metal jest niezwykle plastyczny, bardziej niż lateks. Vibranium tworzy z nich znacznie lepiej rozwiniętą cywilizację od reszty świata. Wakandczycy zamiast jednak podbić świat – co leży w ludzkiej naturze – szlachetnie ukrywają się przed resztą słabszych i głupszych ludzi. Wyczuwam tu lekkie nawiązanie do wstrętnych białych europejczyków co podbili świat. Ponadto połączenie prymitywnej kultury z kosmiczną technologią też jest idiotyczne. Założenie, że cudowna cywilizacja nic nie zmieniła ich kultury jest nierealne. Kultura przecież ewoluuje, to tak jak my byśmy jechali Segway’em w stroju łowickim na techno party.
Film niestety jest mocno ideologiczny, pokazuje piękne (rzekomo) afrykańskie scenerie i wychwala ich kulturę, przy okazji daję trochę prztyczka w nos białych. Ciekawe, że w Thorze musieli wcisnąć czarnoskórą Walkirię czy Heimdalla, tu nie odważyli się na żadne Multi-kulti. Szkoda, że ta wszechobecna poprawność polityczna zawsze jest jednostronna.
Ogólnie film jest przeciętny. Na tle innych produkcji Marvela, moim zdaniem wypada kiepsko, nie jest zabawny, dłuży się, ma mało akcji. Za to ma piękne scenerie i bardzo bogatą scenografie. Wysokie oceny, ochy i achy krytyków, rekordy sprzedaży pozostają dla mnie zagadką.