Wokół najnowszego filmu z kinowego uniwersum Marvela było przed premierą tyle szumu co w przypadku "Wonder Woman". Powody są oczywiste. Dla czarnoskórej społeczności to pierwsza szansa na udany film super-bohaterski z ich przedstawicielem w roli głównej*. Za kamerą staje Ryan Coogler, reżyser bardzo dobrego "Creed" i muszę przyznać, że ponownie dał sobie radę. Nie jest to może pozycja tak doskonała jak sugerują niektóre recenzje, ale na pewno zajmie wysokie miejsca w rankingach filmów MCU.
Akcja rozpoczyna się po wydarzeniach znanych z "Captain America: Civil War". Król T'Chaka ginie w zamachu, a tron ma objąć jego syn: T'Challa (Chadwick Boseman). Wiąże się z tym także konieczność zostania Czarą Panterą - symbolicznym i rzeczywistym obrońcą swojego państwa. Wakanda bowiem to bardzo specyficzna społeczność. Ukryta za fasadą państwa trzeciego świata, w rzeczywistości - dzięki surowcowi vibranium (z tego materiału jest stworzona m.in. tarcza Kapitana Ameryki) - będąca o lata świetlne przed resztą globu pod kątem technologii i rozwoju. Strzegąca zazdrośnie swoich sekretów, ograniczająca wymianę towarów, usług i migrację do niezbędnego minimum.
To właśnie Wakanda jest jedną z głównych bohaterek filmu. Nie pamiętam żadnego świata w MCU, który tak dobrze i tak szczegółowo sportretowano na ekranie. Afrykański klimat, tradycje i obrzędy łączące to co stare ze współczesnością, zróżnicowanie i zależności plemienne - wszystko buduje niesamowity, kolorowy i przebogaty świat, na który patrzy się z przyjemnością. Coogler zrobił wszystko to, czego nie chcieli lub nie potrafili zrobić twórcy pierwszych dwóch części o Thorze. Asgard był pokazany bez szczegółów, w szerokich planach i stanowił nic nie znaczące tło. Wakanda to kultura, to społeczność, to feeria barw i niesamowite tatuaże, ozdoby cielesne czy kostiumy. Ja się w tym obrazie zakochałem, choć zaznaczę, że dla mniej cierpliwych widzów pierwszy akt może być nudny, bo poza odkrywaniem wakandzkiej rzeczywistości niewiele się dzieje.
Co jest jedną z bardziej charakterystycznych cech MCU? Słabe czarne charaktery. Coogler postanowił przełamać ten trend. Przez chwilę to nie było takie oczywiste, bo Andy Serkis jako Ulysses Klaue przeszarżował, nie podobała mi się jego zabawa rolą. Wypadł zbyt groteskowo i rozminął się z tonem filmu. Za to Michael B. Jordan jako Erik Killmonger to klasa sama w sobie. Postać z krwi i kości, z bardzo ciekawą i zrozumiałą dla widza motywacją. Ba! Momentami widz może się zastanawiać, czy to czasem nie Killmonger ma rację. Tak jest przynajmniej do pewnego momentu. W trzecim akcie chyba zmieniono scenarzystę, bo nagle Killmonger zmienia się we wrzeszczącego terrorystę klasy B, takiego co to ma szczwany plan przejęcia władzy nad światem. Szkoda, bo gdyby do finału dotarła wersja Erika jaką widzieliśmy na początku, to na pewno film by na tym zyskał, a jego wymowa nie byłaby tak jednoznaczna.
O ile Michael B. Jordan był świetny, to Chadwick Boseman po prostu zagrał poprawnie. T'Challa ani nie zawodzi, ani nie powala. Powalają za to kobiety, które krążą wokół młodego króla. Siostra Shuri (Letitia Wright), była dziewczyna Nakia (Lupita Nyong'o) i dowódca armii Wakandy - Okoye (Danai Gurira). Nie potrafię powiedzieć, która z nich zagrała najlepiej (po namyśle: chyba Gurira), ale każda zaznaczyła swoją obecność na ekranie na tyle mocno, że na pewno pojawią się w kolejnych odsłonach serii czy innych filmach w MCU. Nie wyobrażam sobie innej opcji. Pojawia się również Bilbo Bag... eee... Martin Freeman i robi głównie za "comic relief". Forrest Whitaker prezentuje kolejną wersję samego siebie, właściwie to Saw Gerrera z "Łotra Jeden" tylko w bardziej swojskich ciuchach.
Zdziwiła mnie za to jakość efektów specjalnych. Jest w najlepszym wypadku średnia. Wiele konstrukcji i wnętrz Wakandy wygląda jak żywcem wyjęte z prequeli Star Wars. No dobrze, przesadzam, ale zdecydowanie czuć ich sterylność i to, że wygenerowano je za pomocą komputera. Nie podobał mi się też sposób w jaki scenarzyści przekazują nam swoje refleksje na temat kolonializmu, niewolnictwa czy niwelowania nierówności społecznych. Nie chodzi mi o samo poruszanie tych tematów, po prostu przeszkadza mi kiedy serwuje się poważny problem w sposób obdarty z niuansów. Brakowało tylko scen z przełamywaniem czwartej ściany, w których bohaterowie zwracaliby się bezpośrednio do widowni, głosząc hasła w stylu "make love not war". Nie kupił mnie też finał. Fabuła buduje niespiesznie ciekawy i wcale nie oczywisty do oceny konflikt, a w kulminacji mamy to co zwykle: nawalankę wszystkich ze wszystkimi. Bez ładu i składu. Co więcej - Coogler sceny akcji nakręcił po prostu słabo. Sporo szybkich, krótkich ujęć i trzęsąca się kamera to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Miało być dynamicznie, a wyszło chaotycznie. Rytualne pojedynki jeden na jeden w połowie filmu wyszły nieporównywalnie lepiej niż zadyma na koniec.
"Czarna Pantera" nie wyznacza nowych kierunków, nie jest żadną rewolucją w MCU jak sugerują hura-optymistyczne recenzje, ale na pewno jest filmem udanym. Może nawet bardzo? Ma też coś, co już było widać przy okazji "Thor: Ragnarok". Marvel powoli oddaje (tak jak powinien) coraz więcej władzy kreatywnej swoim reżyserom i w ogóle twórcom. Tak jak "Ragnarok" był ewidentnie produkcją Taiki Waititiego, tak w "Black Panther" można wyczuć styl Ryana Cooglera. To sprawia, że z dwóch nadchodzących premier: "Avengers: infinity War" i "Ant-Man and the Wasp", dużo bardziej czekam na tę drugą.
* - Tak, wiem, był "Blade", ale mało kto to kojarzy z kinem super-bohaterskim, sam łowca to raczej "anti-hero" niż faktyczny bohater; poza tym filmy były w kategorii wiekowej "R", więc z automatu miały mocno okrojoną publikę. "Catwoman" czy "Steel" nie liczę z powodów oczywistych: obie pozycje to straszne paździerze.
http://zabimokiem.pl/wakanda-podbija-mcu/
Pojęcie 'czarnoskóra społeczność' jest rasistowskie. Rasa nie powoduje, że zaczynasz należeć do jakiejś społeczności! (jeśli tak, to rację miał np. kolega Hitler). Ludzie dzielą się tylko na dwie kategorie z natury - płcie. Rasa niczego nie determinuje. A reakcja na ten film przeraża, bo pokazuje, że pokolenie,które ma się za najmądrzejsze i najbardziej światłe, cofnęło się mentalnie o setki lat. I to się BARDZO źle skończy.
Po pierwsze to nie jest rasistowskie pojęcie. Po drugie: https://www.youtube.com/watch?v=xrt8FEiISlY Po trzecie: nie mam pojęcia o jaką reakcję na ten film (rozrywkowy, komiksowy, popcornowy) chodzi i dlaczego miałaby kogokolwiek przerażać.
To nie wiesz, że na ten 'rozrywkowy, komiksowy, popcornowy' są zwalniane w USA całe czarne klasy, by iść tam zamiast szkoły. Bo to takie ważne dla ich tożsamości. Tak, to jest przerażające.
Holywood istnieje ponad 100 lat i przez te sto lat nie mieli swojego przedstawiciela w dobrym filmie superbohaterskim. Teraz mają i się cieszą - co w tym złego? Boisz się, ze wzniecą rewolucję czy co?
Oczywiście, że rasa bardzo dużo determinuje, może nawet więcej niż płeć obecnie. Każdy kto opowiada bajki pod tytułem: wszyscy ludzie są równi po prostu nigdy nie miał do czynienia z żadnymi poważnymi badaniami naukowymi, albo uznaje tylko "lewicową naukę". Na samym IQ różnice między rasami to potrafi być po 20-30 pkt o innych cechach nie wspominając.
Nie, nie zgadzam, się. To są uwarunkowania kulturowe i społeczne, a nie rasowe (intelekt ludzi upodlonych kulturowo będzie otępiały, ale wystarczy stworzyć im inne warunki i te pozorne różnice znikają). To tak jak twierdzić (za kolegą Hitlerem), że Niemcy mając procentowo więcej wybitnych intelektualistów (pisarzy, malarzy, kompozytorów) niż np. Polacy są lepszą rasą.
Ludzie są równi pod względem intelektu i możliwości, bez względu na rasę. To są fakty. Dzieleni ich na rasy (co robi np. omawiany film) jest pogłębianiem rasistowskich podziałów. I to jest złe.
Typowy lewicowy bełkot niepoparty żadnymi faktami. Inteligencja ma marginalny związek z kulturą, niewielki z wychowaniem to prawie czysta genetyka. A sama geneza zróżnicowania inteligencji wynika z dostosowania się konkretnych ras do zmiennych warunków klimatycznych: w Afryce jest zawsze ciepło, żeby przeżyć nei trzeba robić prawie nic oprócz zebrania owoców z drzewa czy upolowania antylopy, w Europie były pory roku i mrozy, więc przeżycie wymagało dużo większego zaangażowania intelektu: trzeba było wyrabiać ubrania, budować schronienia, dodatkowo zimno sprzyja wprowadzaniu cięższej diety mięsnej a to tez wspomaga rozwój mózgu. Tak więc róznice są zasadnicze, powstały setki tys. lat temu i tak szybko się nie wyrównają, zwłaszcza że nawet żadnej tendencji do wyrównywania nie ma bo w ciepłym klimacie wciąż nadmierny wysiłek intelektualny nie jest optymalny, bo praca mózgu wytwarza duże ilości ciepła, więc naturalnym jest że jak jest gorąco to zwyczajnie nie bardzo jest motywacja do pracy intelektualnej co widać nawet w naszej kulturze i letnim zastoju większości działalności. Kultura i wychowanie też zresztą wywodzi się w dużej mierze z warunków życia, to nie przypadek że na Bliskim Wschodzie rządzi Muzułmanizm który nie wymaga wielkiego wysiłku intelektualnego ani samodzielności bo wszytsko jest z góry narzucone a np. w zimnej Skandynawii powstał Protestantyzm, który zakładał, ze wszystko zależy od nas samych i ciężkiej pracy a nie "wyroków Boskich". Także i inteligencja i pracowitość i kreatywność i spojrzenie na problemy do rozwiązania i ambicja - to wszystko w dużej mierze zależy od rasy, kultury, genetyki i grupy odniesienia a od indywidualnych predyspozycji danej jednostki akurat najmniej. Wolna wola to fajny koncept, ale i tak 90% naszego życia jest predestynowane jeszcze na długo przed naszym urodzeniem, a i pozostałe 10% to w dużej mierze suma przypadków a nie konkretnych działań.
1) Sam bełkoczecz, bo ci się lewica z prawicą pomyliła:)
2) Twoje słowa brzmią dokładnie jak cytat ideologii, która zabiła 60mln ludzi. Poniżej masz cytat opisujący ideologię nazistów:
"Volkizm głosi m.in. iż dusza człowieka jest częścią większej duszy Ludu (niem. Volk), a ta – duszy świata. Dusza Ludu kształtowana jest przez krajobraz (niem. Landschaft) i raz ukształtowana, nie podlega zmianie, a także że cechy narodowe są uzależnione od krajobrazu, w jakim ukształtował się naród na początku swoich dziejów; np. cechy Żydów ukształtowały się na pustyniach arabskich i dlatego naród ten ma cechować płytkość, jałowość, oschłość. Brak głębi i sił twórczych ma być odbiciem upałów i towarzyszącego im uczucia bezsensu, typowego dla klimatu pustynnego; wyrazem tego rzekomego spodlenia ma być wygląd zewnętrzny Żydów, szczególnie charakterystyczny nos, oraz zapach cebuli i czosnku. "
Tak przerażasz mnie, bo widzę że historia zatoczyła koło. Młodzi ludzie nie mają o niej bladego pojęcia. Że to już wszystko było. Nie, nie masz racji w żadnym razie. Albo dosadniej - bredzisz jak potłuczony. To co napisałeś to są pierdoły kanapowego myśliciela, który nigdzie nie był, nie poznał ludzi o różnym spojrzeniu na świat, a wiedzę o świecie czerpie z propagandy.
I ostrzegam: "Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat."
Buahaha, rozmowy z amebami umysłowymi ala gender studies to na prawdę obraza dla inteligencji normalnych ludzi. Ja ci podaję fakty naukowe a ty walisz jedynym tekstem, który lewacy mają na każdą okazję: toż to faszyzm. Ostrzegać to pownieneś ludzi ale przed czytaniem swoich komentarzy bo moga powodować zapaść intelektu. A co do "kanapowego myśliciela, który nigdzie nie był" - w twoim wypadku na pewno się to zgadza, bo ludzie wierzący w bajki lewicy nie mają dośc inteligencji żeby cokolwiek osiągnąć, ale akurat ja zaliczyłem wszystkie kontynenty łącznie z głęboką afryką równikową, ponad 60 różnych krajów i trochę swoich obserwacji na temat mieszkańców poszczególnych regionów też mam, ale to co napisałem to jedynie fakty naukowe a nie moje obserwacje.
Aha - całkiem ina rzeczą jest wybór ideologii (np. nazizm, bolszewizm, Islam). Ale to do rasy nic nie ma.