należy się wtedy nieco wyrozumiałości...
To raczej należałoby go porównać ze Star Wars z 1977, co pokazuje jak wybitne efekty Gwiezdne Wojny miały w tamtym okresie.
Efekty są przyzwoite jak na swój czas, bardziej zawodzi raczej projekt postaci. Bob i Vincent są tragicznie wymyśleni i faktycznie w porównaniu z takim r2d2 no to mamy tragedię. Podobnie Maximilius - jeszcze głowa spoko, ale cała reszta to lipa. Trochę sposób kręcenia do tego prymitywny, a aktorzy zbyt teatralnie grają.
Ale całościowo to dobry pomysł, historia się broni nawet po tylu latach, jest tajemnica trochę jak w Event Horizon, a główny zły nie jest byle szaleńcem, tylko ma swój cel i dość sensownie go realizuje. Ogólnie to przyzwoity film o dziwo.
Niby dlaczego? 10 lat wcześniej Kubrick zrobił "Odyseję", która wyglądała cudnie. Zresztą nie chodzi tylko o wygląd, ale też treść. Każdy chciał przebić Stanleya, ale nikt nie rozumiał, o co mu tak naprawdę chodziło, że "2001" aż tak zadziałała. Nie chodziło o byle akcję i byle sensację, jak próbowali choćby twórcy "Czarnej dziury".