PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=865320}
6,8 24 tys. ocen
6,8 10 1 23562
6,3 46 krytyków
Czarna owca
powrót do forum filmu Czarna owca

Co tu dużo mówić, gdyby oceniać to tylko i wyłącznie jako film, to mamy tutaj solidny, polski film, który ma wszystko to, co solidne polskie filmy mają – pomysł na fabułę, ciekawych bohaterów (genialny Jakubik jak zawsze), elementy humorystyczne przeplecione z dramatem rozgrywającym się w rodzinie. Czy można mówić zatem o kolejnym ważnym w polskim kinie dziele? No nie do końca.
Może to być chyba najbardziej kontrowersyjny wpis, jaki zamieszczę na Filmwebie, ale uważam, że znajdujący się w tle „przekaz” niszczy zupełnie odbiór, przynajmniej mi. I nie, nie chodzi tutaj o wątki różnych orientacji seksualnych. Na tym polu ten film prezentuje się dobrze i nawet ktoś, komu bardzo takie aspekty przeszkadzają, powinien zwrócić uwagę, że tak naprawdę nie chodzi w tej historii o to, czy ktoś kocha mężczyznę, czy kobietę. Ten film ma inny problem.
Do pewnego momentu spodziewałem się, że ten film pójdzie tropem „Córki mojego kumpla” i uznałem, iż mimo że to prosty, ugryziony na różne sposoby temat, to ja chętnie bym coś takiego zobaczył, bądź co bądź aktorsko ten film naprawdę jest niezły. Niemniej finał rozczarował mnie niemiłosiernie.
Rodzina Gruzów to rodzina na pozór zwyczajna. A to oznacza, że posiadająca swoje wady. Wady, które doprowadzają do jej rozpadu. Sekret Magdy siłą rzeczy doprowadza do rozpadu jej małżeństwa z Arkiem, zaś ambicje Tomka – do rozpadu jego związku z Asią. W pewnym sensie nikt tutaj nie jest bez winy – każdy chce w jakiś sposób dążyć do czegoś, czego pożąda. Magda pragnie spełnić swoje przytłumione przez małżeństwo z mężczyzną fantazje, Arek będący w kryzysie wieku średniego dąży do kolejnego „prawdziwego” związku (jak wiemy, w przeszłości zachował się zupełnie nieodpowiedzialnie i pozostawił żonę i syna samą dla innej kobiety), Tomek wierzy że ma jedyną szansę na realizację kariery poprzez wyjazd z kraju, zaś Asia chce udowodnić, że we wszystkim poradzi sobie bez pomocy innych, nawet z ciążą. Te różne, niezbieżne ze sobą cele prowadzą do konfliktów i rozpadu, który kończy się ostatecznie happy endem. Ale czy na pewno?
W toku akcji obserwujemy, jak bohaterowie po kolei realizują (lub przygotowują się do realizacji) swoje pragnienia i przez jeden moment mogą się poczuć „sobą”, wreszcie są tacy, jacy czują, że chcą być. Tylko że z czasem przypominają sobie, że jednak jest coś ważniejszego i tym czymś jest rodzina. To właśnie połączenie się pod koniec pokazuje, że w istocie zawsze byli dla siebie rodziną. I taki prosty przekaz się w tej historii rysuje: „Nieważne, co robimy, przez co przechodzimy, mimo wszystko jesteśmy rodziną”. I co? I… wiadomo co, inaczej by tego wpisu nie było.
Ja wiem, że wiele małżeństw, wiele rodzin rozpada się w obecnych czasach i jest to dla wielu ludzi normą. Wiem także, że tłumienie swoich pragnień również nie jest dobre, zaś każdy człowiek w taki czy inny sposób powinien się realizować, ale na siedem piekieł, dlaczego rodzina Gruzów łączy się po tym wszystkim w taki dziwny sposób! To jest wręcz przykre, iż sytuacja, która zostaje przedstawiona w filmie, zostaje uznana za „normalną”. To nic, że doprowadzamy innych członków rodziny do cierpienia, to nic, że inni przez nas coś tracą. Z tego schematu wyłamuje się jedynie Tomek, który porzuca karierę i próbuje nie powielać błędów rodziców. A cała reszta? Czy film musi przedstawiać dokładnie takie słodko-gorzkie zakończenie bo taka jest prawda/moda? Czy poprowadzone w taki, a nie inny sposób historie bohaterów rzeczywiście wskazują na takie zakończenie?
Po co w filmie pojawia się kwestia nauczycielki angielskiego do Arka, w której stwierdza, że on nadal kocha Magdę? Czemu służą takie sceny? Postać grana przez Jakubika tak mocno kocha żonę, że po chwili wskakuje w ramiona innej kobiety? To co, Arek kocha na koniec żonę platonicznie, czy jak? Bardzo zasadne wydaje się oskarżenie, które rzuca w kierunku Magdy na początku filmu: (oczywiście parafrazuję) „To co, to te 25 lat też było nieprawdą?”. Ta sytuacja może być realna i jak najbardziej można to uznać za bardzo ciężki moment dla długiego związku ludzi, którzy myśleli, że już wszystko o sobie wiedzą. Zasadne pytanie Arka wpada jednak w próżnię, bo twórcy filmu jakby zapomnieli, że je zadali. Ono znika tak, jak fajny pomysł na rozwiązanie fabularne dla tego filmu. Kiedy mówiłem o motywie rodem z „Córki mojego kumpla” nie spodziewałem się, że dostanę równie podobne zakończenie. Dlaczego jednak w tamtym filmie każdy poszedł w swoją stronę, mimo bycia rodziną? Ponieważ każdy poprzez kryzys wywołany w toku fabuły zrobił o krok za daleko i w mojej opinii wszedł na ścieżkę, którą musiał podążać lub z której nie można było zawrócić. Ja nie twierdzę, że „Córka mojego kumpla” to jakiś wybitny film, ale w mojej opinii dosyć dobrze wieńczy zapoczątkowane wątki. Tymczasem „Czarna owca”, jakby na przekór, robi podobny finał tylko po to, aby pokazać, że każdy idzie w stronę rodziny, mimo bycia w gruncie rzeczy egoistą (choć to może być przesada, zdaję sobie z tego sprawę) skupionym na własnej ścieżce. Nie! To nie działa! Ten realistyczny finał filmu równie dobrze mógłby być śpiączką Tomka, który leży w łóżku po wypadku i nie wie, że rodzice wcale się nie pogodzili, zaś Asia sama wychowuje dziecko.
Nie twierdzę, że filmy pokroju „Czarnej owcy” służą rozbijaniu rodzin, jestem od tego daleki. Jednocześnie jednak chcę wypunktować, że składają one obietnicę nierealistycznego zakończenia kryzysu w wielu familiach. Czasami nie da się pogodzić własnych pragnień z życiem rodzinnym i pozostaje kwestia podjęcia kluczowego wyboru, co zresztą obrazuje na końcu Tomek, który próbuje jakoś odbić się finansowo organizując sobie na nowo wszystko, ale ma świadomość, że stracił szansę życia na lepszy byt. Zafałszowywanie rzeczywistości nie jest dobrym rozwiązaniem i choć ktoś może powiedzieć, że to tylko happy end, to tak naprawdę ważniejsze jest to, że bohaterowie nie zapracowują w mojej opinii na to szczęśliwe zakończenie (poza Tomkiem). Trochę szkoda, że tak to zostało przedstawione.
Mimo, że film mi się bardzo spodobał, uważam ten końcowy przekaz za przekłamany i przerysowany do bólu, co psuje mi nieco odbiór całości. Gdyby nie zakończyło się „cukierkowo”, być może lepiej bym to odebrał.