Historia tak nieprawdopodobna, że chwilami po prostu nie wierzymy iż to się działo naprawdę. Aktorsko - wyśmienicie, duet Washington-Driver kapitalny, rewelacyjnie spisał się także Topher Grace :) Spike Lee przedstawia niezwykle ważny temat, aczkolwiek nie sili się na moralizatorstwo i udaje mu się zręcznie wykpić obydwie skrajne strony konfliktu. Na plus świetne zdjęcia i rewelacyjny soundtrack. Jeden z najlepszych filmów w dorobku Spike'a Lee :)
A ja miałem wrażenie, że oglądam dwa różne filmy. Pierwszy o wtapianiu się śledczych (rewelacyjni Washington i Driver) w szeregi Ku Klux Klanu, a drugi to komentarz reżysera o rasizmie w Ameryce.
Pierwszy obraz oprócz tego, że jest wyśmienitym kawałkiem dobrego, trzymającego w napięciu kina, bardzo dużo mówi o problemie uprzedzeń rasowych wtedy i teraz.
Drugi obraz jest podkreślony grubym flamastrem i wzięty w ramkę. Oparty na mocnych kontrastach. Tak żeby widz przypadkiem się nie pogubił. I choć cel jest słuszny, to ja oglądając film miałem poczucie, że reżyser pokazuje mi wszystko palcem. Niepotrzebnie, bo ten pierwszy obraz jest wystarczająco sugestywny.
Z tym prowadzeniem widza za rączkę to masz rację - też momentami mi to przeszkadzało, bo przecież dzieckiem nie jestem, jakąś tam wiedzę o świecie mam i nie trzeba do mnie mówić wielkimi literami jako do widza. Ale mimo to uważam, że udało się całość zgrabnie połączyć :)
Ciekawe, że nie pokazali rozrób podczas marszów BLM albo statystyki ile czarnych zabiło swoich braci na takich marszach. Jasna sprawa, że problem istnieje, ale to było skrajnie tendencyjnie przedstawione.
To jest głos Spike Lee w tych kwestiach, jego komentarz. A ponieważ jest to osobiste, widziane oczami czarnoskórego Amerykanina, jakaś tendencyjność jest trochę uzasadniona.
Doprecyzuje jeszcze, co mi się nie podobało w filmie:
Reżyser niepotrzebnie podkreśla to (chociażby końcowymi scenami), że problem rasizmu w Ameryce istnieje. Spokojnie da się to wywnioskować z fabuły i z ewidentnych odniesień do Trumpa. Spike Lee mógłby zaufać widzowi.
Drugi zgrzyt to kontrastowość. Tak jakby reżyser bał się, żeby widzowie przypadkiem się nie pogubili, np. spotkanie czarnoskórych studentów ze świadkiem tragedii vs. spotkanie członków KKK zwieńczone oglądaniem "Narodziny narodów". Satyra z rasistów jest tam trafiona w punkt (scena pobytu Washington na tym spotkaniu jest jedną z lepszych jaką ostatnio widziałem), ale pokazywanie tego w tym samym momencie to kolejny raz brak zaufania reżysera do widza. Bierze on kredki i podkreśla, zaznacza w ramkę. Tu dobrzy, tu źli. Moim zdaniem niepotrzebnie, bo samodzielnie spotkanie KKK ma równie piorunujący wydźwięk.
Też tak to widzę. Równie dobrze można by nakręcić zupełne przeciwieństwo tego filmu - przedstawienie KKK jako represjonowanych patriotów martwiących się o kraj, czarnych jako awanturników, a na koniec można by wstawić prawdziwe nagranie przedstawiające jakąś zbrodnię czarnych. Niewiele dalej od prawdy by to leżało od filmu Spike'a Lee.
A ja myślę, że mimo widocznej sympatii reżysera po jednej stronie, chciał trochę pokazać, że żaden ekstremizm nie jest dobry...
Nie można pokazać KKK jako represjonowanych patriotów, bo cokolwiek byś nie powiedział, ale to akurat afroamerykanie mieli zawsze trudniej niż niekolorowi (okropne określenia, ale już nie wiem, jak mam pisać).
Nie, "przeciwieństwo" tego filmu, gdzie biali to "zmartwieni patrioci", a czarni "awanturnicy" nie byłoby równie wartościowe, a wręcz byłoby zwykłym rasistowskim paszkwilem na miarę propagandy najzwyklejszego KKK. Tym w końcu bardzo na rękę jest, jak każdym innym rasistom, żeby właśnie w taki sposób przedstawiane były relacje uprzywilejowany-dyskryminowany, czyli dobrze jest dopóki ten drugi nie przeciwstawia się w geście samoobrony temu pierwszemu.
Film nie wyśmiewa ruchu Czarnych Panter, jak autorka wątku sugeruje. Po prostu stawiając jakikolwiek obraz przy sylwetce tak skrajnie fundamentalistycznej organizacji jak KKK wyglądać on będzie na zaburzony czy właśnie wyśmiewany. W rzeczywistości Lee ukazuje, że choć ludzie chcą zrównywać osoby budujące opresję z tymi, które się jej przeciwstawiają, nie mają one nic ze sobą wspólnego, poza chęcią bycia głośnymi, co myślę że jest uzasadnione, szczególnie gdy walczy się o swoje prawa.