Dobry i mocny film sensacyjny. Właściwie tyle mogę o nim napisać, jako najważniejsze stwierdzenie. Ogląda się świetnie, podoba mi się też rola Douglasa poczatkowo. Jego zachowanie- przyjeżdża, popełnia gafę i panoszy się w obcym kraju, uważając sprawę wciąż za swoją. Tylko jedno jest irytujące: zderzenie dwóch kultur odbywa się na zasadzie zestawienia: Amerykanin- luzak, bagatelizujący nienajlepsze prawo, z zaciekłością niszczący zło i usuwający z tego świata śmiecie, pokroju Sato, Japończyk: bez uśmiechu i poczucia humoru, wieczny służbista, prawo stoi ponad wszystkim. Przenikanie tych dwóch postaci polega na tym , że Masahiro nagnie normy prawne, a Nick odda matryce. Ale cóż- R. Scott to nie niuanse psychologiczne, a kino akcji. Choć jedną perełkę, naprawdę cudowna miał- w postaci łowcy androidów. Moim zdaniem to wzór, jakiego nie dosięgną już nigdy potem, ani nigdy przedtem (choć, przez sentyment, uwielbiam też niezwykle Legendę). Jedno jest pewne- dostarcza dużej rozrywki i to się liczy (no, choć G.I.Jane uważam za kiepski film, a Black Hawk Dawn cenie tylko za zdjęcia i muzykę). Więc choć do Czarnego deszczu mam nieco zastrzeżeń, to jest to film dobry....Co do "ale" jednak: trudno połączyć sensację z głębsza myślą. Dlatego- że będzie ona banalna i uproszczona często. Dlatego , w porównaniu z tym obrazem, konsekwentniejsza wydaje mi się np. Licencja na zabijanie (o ile się nie mylę też z tego roku jest:>>...albo jakoś około:))