Todd Solondz jest jednym z najlepszych żyjących reżyserów - szkoda, że tak rzadko ma szansę realizować swoje "chore" wizje. I szkoda, że jak już powstaną, tak ciężko jest je gdziekolwiek zobaczyć. Najnowsze jego dzieło nie zawodzi. To prawda, jest to film o wiele łagodniejszy i mniej kontrowersyjny, niż poprzednie, ale jest to wciąż bezlitosna opowieść o nas i naszych czasach. I jak na tego reżysera wyjątkowo piękna i nawet nieco wzruszająca (sic!), opowiedziana z pewną dozą empatii i czułości. Ale nie bójcie się - wciąż na swój sposób drapieżna i nie mniej inteligentna. Jak najbardziej polecam!
sama Selma Blair wypowiedziała się o tym filmie jako najsmutniejszym z repertuaru Solondza. Po obejrzeniu jestem skłonny się z nią zgodzić - zupełnie nie przeszkadza to we chłonięciu tego filmu. Te skrajności wokół których obraca się Todd powodują, że jest tak trudno dostępny , ci co o tym decydują pewnie boją się na niego stawiać. Bo do takich filmów potrzebny jest odpowiedni widz. Być może statystyczny amerykanin, nawet wybierający kino z wyższej półki, nie lubi oglądać takich wersji siebie z filmów Solondza :)