Od dłuższego czasu nastawiałem się na dobry horror. Dopiero w momencie kiedy zdecydowałem się odpalić ten film na kompie, dostrzegłem kraj produkcji - Kanada.
Wtedy po raz pierwszy poczułem wczesnojesienną bryzę na plecach. Gdy odpaliłem film, wiedziałem już, że mój lęk zmaterializował się. Prześwietlona bladym światłem sceneria, opatulona lekką mgiełką, tak znajomą z kina skandynawskiego. Wiedziałem że niechybnie jestem w dupie.
Ponieważ horror nie straszył, próbowałem koncentrować się na czymś innym. Myślałem np. ile papierosów dziennie musi palić główny bohater z takim głosem. Czasem tylko notoryczny płacz żony brodacza doprowadzał mnie do szewskiej pasji. Wszystko przerywane cyklicznymi scenami familijnych modłów i darciem ryja dzieci, których nie znoszę.
Nie zdołałem wyciągnąć ani jednej sensownej myśli z tego filmu. Nie przestraszył mnie ani razu. Symbolika zawarta w filmie nie trafia do mnie, bo jej nie rozumiem. Do dupy z tym.