PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=805204}

Czas krwawego księżyca

Killers of the Flower Moon
7,2 45 tys. ocen
7,2 10 1 45484
7,6 61 krytyków
Czas krwawego księżyca
powrót do forum filmu Czas krwawego księżyca

Nie wiadomo nawet jak i od czego zacząć, bo Martin w każdą sferę tego filmu - od historii, sposobu narracji, metrażu, aż po aspekty techniczne, montaż, scenariusz, doslownie wszystko - włożył kij w mrowisko, a mrowiskiem jest "dzisiaj"... W ostatnich latach Scorsese mocno wojuje z tym "dzsiaj" I często miałem wrażenie, że to coś w rodzaju walki - "a macie, mam was w d**e, swoje zrobiłem, jestem GOAT-em ,dostałem klocki za free bez żadnych oczekiwań od Apple i nakręcę co chce, a wam c.h *J do tego" - I nakrecił, i wiecie? I mi się to podoba, bo żaden inny reżyser na coś takiego nie zasluguje oprocz tego Mistrza. To Marty 6 dekad jest topem nad topami i w każdej z tych dekad tworzy jakiś kultowy film, a resztę na najwyższym poziomie(spojrzmy chocby na Coppolę, który przez 30 lat nie nakręcił nic wartego uwagi, a jego wszystkie filmy od tamtej pory wyglądają, jak nakręcone przez studenta filmówki bez talentu). Do tego Marty, będąc stricte reżyserem a nie dodatkowo scenarzystą(poza małymi wyjatkami) jak większość, miał dużo więcej czasu i przestrzeni, żeby szlifować i piłować tylko ten fach. I to widać. Jego resume filmowe, to kopalnia gatunków, wszystko reżysersko masterclass, oczywiście dodatkowo pomoga stała ekipa, gdy opierasz swoje filmy na współpracy z tą samą montażystką przez cala kariere, stawiasz za muzy w danych epokach dwóch najlepszych aktorów jacy chodzili po ziemi, ufasz operatorom itd. to musi ułatwić, ale te ułatwienie z nieba nie spadło, stworzyli to razem od zera, można by rzec w skali, w której dzis widzimy gdzie są.

Powoli naprowadzajac się na tory idące do samego filmu. Magia DiCaprio sprawia, że ten 3 i pół godzinny, ciężki dramat z kat. "R", nawet dzis wykręcił już (2-3dni temu czytałem) ponad 100 mln $ na świecie, a przecież jeszcze trochę poleci a potem Apple dostanie go na amen. Apple jest podobno zachwycone tym wynikem(dojda potem jeszcze wyswietlenia i subskrybenci na samej platformie, gdzie kasa z tego jest niebotyczna, mimo wywalenia 200 mln , w tym 80$ na same gaze Scorsese 30mln$ , DCaprio mln30$ i i DeNiro mln20$) bo ta przerobiona forma, ciężka i bez bohatera, dodatkowo z metrażem serialu, miała być tylko reklamą, wizytowką i popisem najbogatszego "jabłuszka" na świecie, ale nawet tu macki "Leomani" dosięgają. Nie zmienilo tego artystyczne podejscie LDC do kariery i uwzgledniajac nawet ostatnio rzadką gre, od oscara w "Zjawie"(8 lat - 3 filmy) to jest to dalej potęga. "Don't look up" to top 2 ever netflixa, "OUATiH" to wybitnie sprzedany - już dziś - film całkowicie kultowy. A na dowod tego jak Tarantino pomogl wystep Leo, moze byc nawet to jak dwojka innych bohaterow z tego filmu polaczyla sie przy produkcji "Babylon" u juz swietnego, uznanego i cenionego rezysera Chazelle'a, ktory mial juz status pewniaka, a film okazal sie flopem nad flopami(nie slusznie, bo byl bardzo dobry) i Pitt i Robbie nic tu nie pomogli, bo nie maja tej sily przyciagania co Leo. A apropos Tarantino ten juz mu propnuje role w swoim finalnym filmie "The Movie Critic". A Teraz tu, przy takiej dluzyznie i ultra ciężkiej historii dal jedno z lepszych otwarć Martinowi od "Infiltracji". Kolos aktorski. A pomyśleć jakby poszedł w marvele( na szczęściu ufff) albo ponownie wrócił do Nolana( tu taak).. kasa rozbita !

Do finału, do filmu!

Sam film to może być zgrzyt fanów kina, który zrozumiem. Od ocen 6 do 9 , zrozumiem. Nie jest to arcydzieło i być nim nie może, za dużo wad, o których wspomnę, a i ocena mniejsza niż 6 też się nie obroni bo aktorstwo, reżyseria, zdjęcia czy muzyka zmarłego przed premierą Robertsona. Choć z drugiej strony, każdy ma wybór, i gdzieś może dojść wiele różnych rzeczy, które mogą spowodować każdą ocenę. Ja np. Dałem "8", ale i tyle dałem wielu innym filmom, więcej nawet, które technicznie są dużo gorsze. Chwila emocji, dany dzień pod film, coś zachwyci, coś odrzuci itd. Lata 80-90 to moje lata, ile ja tam filmów mam poprzecenianych bo biły mnie nostalgią, kladaly na mnie urok i do dziś je kocham i im tych ocen nie zmienię, mimo że wtedy miałem obejrzanych może z 500 filmów, a dziś mam może ze 3000 i patrzę już w skale inaczej, potrafię rozdzielić emocje, historie i oddzielnie aspekty techniczne, jak reżyserię, scenariusz, aktorstwo muzykę, zdjęcia itd...

Starając się już dojść do samego filmu...

Czy z długi? Moim zdaniem, przy takiej strukturze tak. 3 gdz 20 min to musi być poprowadzone scenariuszem i odpowiednim sposobem redukcji tempa - jak w samochodzie przy skrzyni biegów. Będziesz piłował przy każdej prędkości 1-2 to zarzniesz silnik, a jak będziesz używał tyło 4 i 5 to go zadusisz. I tak jest z tym filmem. Mi u Marty'ego nie będzie przeszkadzać nawet przekombinowane 4 godziny, ale w tym wypadku staram się zrozumieć większy odstek , i rozumiem ,a nawet i się zgadzam.

Nie podoba mi się montaż do końca,w sumie chyba najlepszej dla mnie montażystki, pani Thelmy. Scorsese z DiCaprio obsesyjnie chcieli zmienic scenariusz i stronę narracji(i dobrze), mimo że Roth mial gotowy scenariusz, do tego narada i wizyta u rdzennych osagow tylko to przypieczętowała, bo ow plemię nie było zachwycone opowiadaniem tej tragicznej historii z pozycji białego wybawiciela. Postać Toma White'a wchodzi w ostatniej godzinie filmu i jest to postać raczej 3-planowa, a gdyby zachowano pierwszy scenopis to ow osobnik byłby bezapelacyjnie głównym bohaterem filmu. Więc tu moim zdaniem, wlecialo za dużo zawirowań, które zgubiły wybitnego ale i też już trochę wiekowego Erica Rotha, a przy okazji pogubiło to finalnie Thelme.

Aktorstwo jest wybitne, ale to najbardziej bije od DiCaprio , który cały film gra mimiką, fizycznością jakby nie był DiCaprio. To rola na miarę Brando z Ojca i DDL z filmu PTA - też o ropie. Wybitny, a najbardziej przypieczętował to występem na sali sądowej, gdzie grał tak naiwnie przerażonego głupca, że wróciłem myślami do Greape'a, mimo że warsztatowo nic tam nie było zerżnięte. Lily Gladstone , stoicka i melancholijna gra, przepiękna, zakochałem się w tej aktorce. Ale tu znów powrót do wad scenariusza i montażu. W zasadzie z 2 godziny majaczy w konwulsjach w przeplatanych scenach, które często za dużo nie wnosiły. DeNiro poprawnie i robota wykonana w pelni, ale jakieś większe zachwyty mnie trochę dziwią, bo mimo dużej pracy włożone w akcent czy język osagow chwilami, to to był po prostu warsztat DeNiro na podobnych nutach co zawsze. DiCaprio był kimś zupełnie obcym dla mnie w tej roli a Robert był Robertem, tyle tylko ze Bob w dobrej formie, a w takiej był , grający tylko nutami Boba to dalej poziom nieosiągalny dla 90% aktorów na tym łez padole. Trochę kameo, ale świetny i w graniu na spokoju nie mający sobie równych, Jesse Plemons. Czasami mam wrażenie że on ma jakąś odmianę autyzmu, którą cechuje jakiś wybrany talent(nie wiem - savant), i on jest po prostu arcy mistrzem gry aktorskiej stonowannej, w punkt wszystkie spojrzenia, mimika i ta spokojna mowa. Jest dla reżysera skarbem, bo podejrzewam, że przy nim dużo dubletów się nie nakreci. Zobaczyłbym go jednak w innej odsłonie, bo wszedzie jednak gra w tym samym - wybitnym bo wybitnym - ale ogranym tonie, tak jakby bal sie wyjść że strefy komfortu - co też jest objawem tego o czym prędzej wspomniałem.

Finalnie daje "8" - Są ogromne zalety, ale i też wady przy których, nawet przez szacunek dla Scorsese, nie da się , a nawet nie wypada przejść obojętnie. Ocena mogłaby być nawet niższa, ale gdy widzi się to aktorstwo , te zdjęcia, prace reżysera, to tu musi być co najmniej tak jak jest. Kiedyś wrócę na spokojnie do tego filmu, zawsze miałem umiejętność odpalenia filmu w nocy przy zasłoniętych sztorach, w domowym zaciszu, więc może jeszcze bardziej dojrzale do różnych przekazów twórcy, które gdzieś je zawarł i pokitral podejde.

Na razie zostawiam jednak tak - BARDZO DOBRY !