To było duże rozczarowanie. Już od dawna tak wielu tytanów komedii nie uczestniczyło w czymś tak okrutnie nudnym i nieśmiesznym. Wyreżyserował Terry Jones, który razem z resztą grupy Monty Python użyczył głosu kwartetowi szkaradnych kosmitów. Głos zdążył podłożyć również Robin Williams, wcielający się w gadającego psa. Oprócz tego jest jeszcze Eddie Izzard w roli nieprzyjemnego dyrektora szkoły. No i rzecz jasna, Simon Pegg w głównej roli.
Zreasumujmy: czterech Monty Pythonów obdarowuje Simona Pegga boską mocą, jednym skinięciem dłoni może dowoli zmieniać świat i zamieszkujących ludzi. Kamera, światła, akcja! No kurde, toż to przecie samograj. Mało oryginalny (pozdro dla Bruce'a i Evana Wszechmogących), o pretekstowo zarysowanym motywie wyjściowym, ale jednak samograj. Gagi można mnożyć w nieskończoność. I mnoży się, nudne i nudniejsze, przeplatane słabymi. Nawet jeżeli wpadnie się tutaj na fajny pomysł, to szybko się go rozwadnia przez zbytnią eksploatację albo trwoni jego potencjał przez kiepską realizację. Scenariusz jest po prostu ZŁY. Ale to tak bardzo, bardzo zły. Dobija go kiepska, pozbawiona stylu i radosnej energii, reżyseria. Aktorzy robią co mogą, żeby uratować ten tonący okręt, ale to tylko przeciąga agonię. Odbiorcy, znaczy się.
http://kinofilizm.blogspot.co.uk
Więcej recenzji i innych materiałów o kinie:
https://www.facebook.com/pages/Kinofilia/548513951865584