6/10 zapowiadało się ciekawie , a wyszło...przeciętnie
Plus za relacje ojciec-syn . Kompletna beznamiętność i spokój , gdy syn popełnia
samobójstwo...smutne...na dodatek powiedzenie mu prosto w oczy,że go nie kocha.
Jednak film traci dużooo, gdy dochodzi do spotkania Leticii i Hanka i rozpoczęcia ich związku.
Zbyt szybka przemiana Hanka, poprawy ...niee, nie kupuje tego. Thornton pasuje mi bardziej
na tego złego, wyzutego z uczuć twardziela z początku filmu. No ale ostatecznie film zepsuła mi
Berry, lubię ją , ale nie rozumiem czemu dostała Oskara. Nie wiem czy to się nawet na
nominację nadawało...to moja subiektywna opinia ale grała raczej poprawnie, znośnie a
momentami nie mogłam na nią patrzeć. Scena seksu na minus, bo w sumie nie rozumiem jej
sensu (chodzi o taką dokładność i długość tej sceny, byłoby lepiej ją subtelniej zaakcentować).
Niejednoznaczne , otwarte zakończenie trochę ratuje drugą połowę filmu.
Podsumowując, gdyby film był mniej schematyczny, nie dłużyłby mi się tak niemiłosiernie..ale
też obejrzenie go nie było kompletną stratą czasu;)
No cóż... Również nie zamierzam wygłaszać peanów na temat filmu. Zgadzam się z opinią, że cynik i rasista Thornton, tzn. Hank pobzykał sobie Murzynkę i nagle inni czarni stają się jego przyjaciółmi. Co do sceny seksu, to nie było spełnienie potrzeby bliskości tylko zwykłe pieprzenie (będąc w Stanach miałam "okazję" przyuważyć scenę kopulowanka szopów, wielce burzliwego,wyglądało to jakby jedno drugie wzajemnie się gwałciło i śmiać mi się zachciało widząc Berry i Thorntona w podobnym wydaniu :)))...