Film opowiada o radzieckim stróżu prawa (Arnold), który zmuszony jest połączyć siły z amerykańskim policjantem (Belushi) aby wspólnie złapać rosyjskiego barona narkotykowego w USA. Ten pierwszy jest standardowo małomówną, podporządkowaną, ale dobrze wyszkoloną maszyną do zabijania. Drugi to narwaniec, lekkoduch i błazen traktujący pracę jak rozrywkę. Standardowe zestawienie dwóch, całkowicie różnych światów. Pod koniec Zimnej Wojny i na początku lat 90' powstało co najmniej kilka podobnych filmów o Rosjanach w USA, tu natomiast w płaszczyku z komedii kryminalnej.
Właśnie dlatego Czerwona Gorączka jest w mojej opinii słabym filmem. O ile duet pierwszoplanowych postaci jest naprawdę spoko to i tak nie można pozbyć się przekonania, że ta produkcja pojawiła się po coś, a nie dla kogoś. Najwyraźniej miał zmieniać nastawienia, na coś przygotowywać, a i ośmielę się stwierdzić, że odwzorowywać panującą wówczas sytuację geopolityczną. Arnold, po Terminatorze, Commando i Predatorze wciąż gra wielkiego, nieodzywającego się superzabójcę z kijem w dupsku, co - trzeba przyznać - zdaje się trochę męczące, nawet jeśli ogląda się ten film po 30 latach. Ponadczasowością to się nie cechuje.